czwartek, 29 czerwca 2017

Filipinka.


28. Pierdolony Amorek.

Spojrzałem na nią pobłażliwie.
-Nooo… po prostu, puściłaś wodze fantazji mja droga… - próbowałem wyjaśniać.
-Chyba zwariowałam!
Uśmiechnąłem się serdecznie.
-Nie, skądże. Kobieta też ma swoje potrzeby.
W jej oczach była dzikość. Obawiałem się, że nie będę potrafił jej opanować.
-Wyruchaj mnie, chłopie! - odezwała się z napięciem w głosie.
“No, przyszła kryska na matyska”, - pomyślałem sobie.
-O-ho-ho! Jesteś bardzo zdesperowana, - odezwałem się głosem pełnym emocji.
Wyciągnęła ręce za siebie, położyła na pośladkach i rozwarła ich połówki. Mimo to, jakichś, nieznanych mi powodów, jej cipka nie otworzyła się. Za to, jej feromony docierały do mnie nadzwyczaj wyraźnie. W tym momencie, działo się coś, nad czym nie panowałem. Moje hormony buzowały niczym zupa w garnku. Próbowałem uspokoić rozszalały oddech, ale było to praktycznie niemożliwe.
-Pakuj się tam! Już! Teraz! Natychmiast!!! - krzyczała tak,  jakby stało się coś strasznego.
-Uuu! - wydałem z siebie odgłos zdziwienia.
Jej ton nie znosił sprzeciwu.
-Właź tam! Zobacz jak ciasno!
Ociągałem się. Bałem się, że od razu wystrzelę cały zapas mojej amunicji.
-Och, nie wiem, czy dam radę! - westchnąłem.
Postanowiła postawić na jeszcze bardziej intensywne doznania. Poprawiła chwyt i mocniej pociągnęła dwie części swojej dupci. Teraz pizdeczka rozwarła się przepisowo. Im głębiej oddychałem, tym więcej jej zapachu wciągałem w swoje płuca.
-No, tylko popatrz…
-Patrzę i co?
-Zajebista, nie?!
Łup, łup, łup, - czułem pulsowanie w skroniach.
-Zajebista, nie ma co. Kawał porządnej pizdy.
-No już! Pchaj się tam.
-Noooo… czy ja wiem?
-No kurwa, włóż tam swojego fiuta!!! Natychmiast!!! - rozkazała.
Westchnąłem głęboko:
-Postaram się… postaram, Rovena.
-Nie gadaj tyle, tylko kurwa, go wsadź!
-Hm… ale to nie będzie takie proste, - tłumaczyłem chyba tylko po to, żeby jeszcze bardziej ją sprowokować.
Położyłem się i obserwowałem jej dziurkę z niedużej wysokości. Jej cycki rozgniatały się na ścianie, a dupa była już mocno wypięta do tyłu. Zapach stał się nieco słabszy, ale za to bardziej subtelny.
-Teraz, teraz wejdź we mnie! - wołała błagalnie.
-Tak? Teraz? Już? - broniłem się tak, jakbym nie wiedział, o co chodzi.
-Kurwa teraz! Och tracę zmysły!
-Boże, co za cipa! Niesamowity widok.
-Chłoptasiu, pchaj się, do jasnej cholery!!!
-Przecież nie dam rady. Jest za ciasna.
-Kurwa, dasz! Po prostu, go włóż!
-Ale ja, spuszczę się!
-No kurwa, nie!
-Tak. Spuszczę się, jak nic!
Po chwili uniosłem się trochę. Jej norka urosła w moich oczach i wyglądała jak różowy motylek ze złożonymi skrzydełkami. Znowu nasilił się ten słodki zapach. Myślałem że oszaleję.
-Proszę wejdź we mnie! - jęczała półprzytomnie.
-Ale… ja nie wiem…
-Pierdolony Amorek! No pakuj tego swojego ogiera!
-Już, już tylko… on cały jest siny! Nie wiem, czy mu się nic nie stało.
-Właź, żesz kurwa!
-Ale on tak mocno pulsuje… za chwilę wystrzeli.
-Natychmiast się we mnie wpakuj, tym swoim pierdolonym chujem!
Odwróciła się do mnie bokiem. Prawą nogę postawiła na zagłówku łóżka. Jedną ręką chwyciła za troczki stringów i pociągnęła do góry, przez co mocno werżnęły się w jej cipeczkę. Spomiędzy ud, niczym operator w łodzi podwodnej, patrzyłem na nią do dołu. Jej stanik wykonany ze sznurków i niewielkiej ilości materiału znacznie przesunął się względem centralnej części jej biustu. Przechyliła głowę i poprawiała włosy. Trzymała za tasiemki swoich majtek, jak za cugle wyścigowej klaczy gotowej do biegu. Jej piekielna kasztanka buchała już gorącem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...