wtorek, 25 września 2018

Dzika samica.

3. Bez spodni.

Na chwilę odwróciła głowę. Czekała na odpowiedni moment, aby przypuścić atak na drugiego. Kiedy przekroczył próg wiedziała już, że nie wyjdą z tego domu bez porządnego ruchania. Mieli przeczyścić wszystkie jej otwory na wszystkie możliwe sposoby i nie zamierzała wpuszczać nawet minuty wcześniej.
Stało się dokładnie tak, jak sobie to zaplanowała. Byli typowymi baranami, myślącymi raczej kutasem, niż głową, co w znacznym stopniu ułatwiło jej całe zadanie. Już po kilku minutach obydwaj siedzieli w salonie na przestronnej, wygodnej kanapie.
Roman był mocno opalonym, wielkim mięśniakiem. Z jednej strony, chciał jak najszybciej wyjść, a z drugiej, zostać. Był w coraz większym szoku. Nie potrafił sobie wytłumaczyć, jak to się stało, że właśnie siedzi bez spodni. Mimo swoich rozmiarów, czuł się jak przedszkolak. Swoją krótką, czarną koszulkę na ramiączkach, próbował pociągnąć do dołu, aby ukryć ogromnego, sterczącego jak rakieta, fiuta.
Po chwili zdał sobie sprawę, że to nie ma sensu. Mimo braku logicznego wyjaśnienia, lepiej było przejść przez to z podniesionym czołem jak mężczyzna, niż uciekać ze wstydem. Zresztą, każde spojrzenie na tą, waderę uświadomiło mu, że jest tylko i wyłącznie samym pożądaniem.
No cóż, nie potrafił oprzeć się jej urokowi. Chciał tego. Chciał wsadzić swojego wielkiego kabanosa w jej ciasną i gorącą cipkę. Przestał myśleć, pozbył się resztek skrupułów, wstydu i zabrał się do roboty. Jedną dłonią chwycił  za swoją lagę, a drugą zaczął masować wielki wór między nogami. Czuł się prawdziwym, pełnym podniecenia, samcem. Zmierzył ją uważnym, choć jeszcze nieco niepewnym spojrzeniem. Był gotowy.
Tymczasem Andrzej, czekał na swoją kolej. W odróżnieniu od swojego kolegi, był typowym, niczym nie wyróżniającym się, typem grzecznego gryzipiórka. Jego wygląd zewnętrzny raczej nie przyciągał kobiet: blady, cherlawy, z lekko wystającym brzuszkiem. No cóż, nie to było jego atutem. Jego asem w rękawie, a raczej w nogawce spodenek było coś zupełnie innego. Było to coś, czego w tym momencie, nie sposób było dostrzec. W jego bokserkach w kratę skrywało się prawdziwe monstrum. Czekał na swoje pięć minut, kiedy będzie mógł wytoczyć na pole bitwy potężną armatę.
Alicja, jak prawdziwa bizneswoman, nie bawiła się w szczegóły i od razu przeszła do konkretów. Stanęła naprzeciwko nich, powoli pochyliła się i, z namaszczeniem, zaczęła zdejmować swoje koronkowe majteczki. Mężczyźni szybko pojęli jaka jest ich rola w tej zabawie. Mimo wszystko, nie mieli pojęcia ile wysiłku będą musieli w to włożyć. Spokojnie czekali na chwilę, kiedy pozwoli wejść im do gry.
No i zaczęło się porządne rżnięcie. Nie było gry wstępnej, pieszczot, pocałunków i innych drobnych gestów mających podkręcić atmosferę. Pani domu często zaczynała właśnie od tego, ale nie tym razem. Była zbyt napalona. Gotowa do głębokiej penetracji ułożyła się wygodnie na kanapie. Po chwili uniosła do góry kolana i szeroko rozsunęła uda.
Roman, jak prawdziwy byk, wbił się w jej cipkę swoim wielkim napęczniałym kutasem i, od razu, przeszedł do zdecydowanej, hardkorowej akcji. Raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa… poruszał swoimi biodrami. Przestronny salon wypełnił się z odgłosami uderzeń jego podbrzusza w jej jędrne pośladki.
Grzmocił wytrwale, nie dając jej ani minuty wytchnienia. Dziewczyna patrzyła na niego słodkim, rozbrajającym wzrokiem, zachęcając do jeszcze bardziej zuchwałego bezpardonowego zachowania. Nie obijał się. Starał się, jak tylko mógł, by jak najlepiej zaspokoić swoją panią.
-O tak, tak, dawaj, dawaj, ruchaj mnie, ruchaj, pchaj się w tą moją pierdoloną pizdę!
Łup, łup, łup, łup… - rozbrzmiewały odgłosy uderzeń, a ona pokrzyki wała coraz głośniej:
-Nie leń się! O tak, tak! Bardzo dobrze! Wiem, że możesz, wiem, że cię stać na więcej!

To MILF uwielbia brać mój duży kutas pieska!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...