sobota, 25 stycznia 2020

Wujek.


37. Jaki tu przyjemny wietrzyk.

Usiadła na grubej gałęzi i podciągnęła swoją miniówkę do samych pośladków. Później prawie prychnęła śmiechem.-Och, jaki tu przyjemny wietrzyk…


Doznałem szoku. Po raz kolejny. Była w tym mistrzynią. Wlepiłem wzrok w jej krocze. Niezależnie, czy tego chciałem, czy nie mój penis domagał się natychmiastowego i bezwarunkowego wyjścia. Widziałem, jak między jej nogami rozkwita świeży pączek kwiatu wiśni. To było jak jakieś czary. 
-Ty chyba zwariowałaś, dziewczyno?! - rzuciłem ostro, chcąc by coś z tym zrobiła. 
-No, ale co?! - cisnęła z naturalnym jej zdziwieniem.
Zmarszczyłem brwi.
-Ty już wiesz “co”, mała!
-Przecież nic takiego nie robię, a poza tym, wcale nie jestem mała.
-Ale, zachowujesz się jak gówniara.  
-Ja? Jakbym śmiała, wujku, przecież jesteś takim poważnym człowiekiem, - jej usta drgały z rozbawienia.
Myślałem, że ją rozerwę. Prawie zgrzytałem zębami.
-Co ty wyprawiasz? Myślisz, że możesz tak bez końca? Jak ci się wydaje, ile jeszcze wytrzymam?!
Starała się zachowywać tak jakby nic złego się nie stało. 
-Och wujku, nie mogę sobie posiedzieć na drzewie?!
W tym samym momencie, niby przypadkiem, jeszcze szerzej rozsunęła swoje kolana. Wiedziała jak na mnie działa. Wiedziała też, że nie będę potrafił nic konkretnego zrobić. Przynajmniej nie w tej chwili. Gapiłem się i podniecałem coraz bardziej.
-Złaź! - krzyknąłem, kiedy stwierdziłem, że głupio tak się przyglądać jej cipce.
Z każdą minutą stawała się coraz bardziej agresywna i natarczywa w swojej prowokacji. Usiadła na grubej gałęzi i podciągnęła swoją miniówkę do samych pośladków. Później prawie prychnęła śmiechem.
-Och, jaki tu przyjemny wietrzyk… 
Wciąż miałem uniesioną głowę. Nie byłem w stanie się odwrócić. Nie byłem w stanie przestać patrzeć.
-Osz ty! Jak możesz?! Poczekaj no tylko, jak zejdziesz…
-Hahahahaha… no i co mi zrobisz?! Zgwałcisz mnie?
Zacisnąłem dłonie. Wiedziałem, że się ze mną drażni. Lubiła, jak się denerwuję, lubiła być króliczkiem, którego trzeba gonić. Uwielbiała to. 
W końcu, po kilku minutach, zeszła z tej jabłoni. Gdy tylko jej nogi dotknęły ziemi zaczęła biec. Uciekała jak szalona. Ona naprawdę to robiła - uciekała. No ale stało się coś czego się nie spodziewała. Kiedy zorientowała się, że nie pobiegłem z za nią, odwróciła się i zaczęła zmierzać w moim kierunku. Jak już była blisko, chwyciła brzegi swojej spódniczki i podciągnęła w taki sposób, że ta zaczęła łopotać na wietrze. 
No i znowu się gapiłem. Jej cipeczka była niesamowita. Ciemne krzaczki zaczęły się już mocno panoszyć, ale najwidoczniej powstrzymywała je jakimś narzędziem. Przyznam, że tworzyły ładny trójkącik między jej zgrabnymi udami. Musiała o to swoje cudo w jakiś sposób dbać. 
Wciągnąłem rękę.
-Stój!
Zatrzymała się na chwilę. Jej źrenice błyszczały młodzieńczą radością. Co ja miałem z nią zrobić? 
-Słucham? - spytała dysząc.
Przełknąłem ślinę. Ta dziewczyna była śliczna.
-Czemu to robisz? - spytałem, ale tak naprawdę, nie chciałem, by przerywała. 
Uśmiechnęła się szeroko i znowu pobiegła. Biegła, jak mała, szczęśliwa dziewczynka, a przecież tak bardzo już dorosła. Biegła coraz szybciej, jej włosy falowały na wietrze. 
Po jakimś czasie zawróciła i ruszyła w moją stronę. Myślałem, że wpadnie w moje ramiona. Chciałem już ją chwycić, ale ona minęła mnie o pół metra. Zastanawiałem się, czy w tym ogrodzie nikt nas nie podgląda, ale przypomniałem sobie, że przecież wokół ciągnie się wysoki mur, a tam gdzie go nie ma, jest się gęsty żywopłot. Były to idealne warunki do uprawiania seksu pod chmurką.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...