poniedziałek, 24 lutego 2020

Wujek.


67. Ogr w bajorku.

Przysunęła się i wcisnęła moją głowę w swoją gorącą pizdeczkę. Czułem się nieziemsko dobrze. Zanurkowałem, jak ogr w bajorku. 


Związanymi dłońmi próbowałem chwycić twardego, jak stal penisa. Kiedy mi się to udało z zachłannością zacząłem wykonywać posuwiste ruchy. 
-Oooooch, ooooooch!!! - jęczałem, czując że za chwilę dojdę.
Zachowywała się jak wariatka. Raz tłukła mnie po twarzy, a po chwili gorąco całowała. W końcu zorientowała się, że walę konia. 
-Niedobry, niedobry wujaszek! - pogroziła palcem.
Byłem nieprzytomny z podniecenia.
-Och Iwonko! - jęknąłem.
Wiedziała, kiedy przerwać. Jeszcze chwila, a spryskał bym jej plecy.
-Co ja mówiłam?!
-Eeeee… nooo… 
-Że co?
-Nooo… 
-Że nie można go dotykać! 
-Tak, och tak… 
-No, a ty co?!!
-Noo… ale ja… 
Byłem przekonany, że jej przeszło, ale ona wciąż była zła. 
-Co ty najlepszego robisz?! Chcesz się spuścić?! Też uwolnić swoją energię?!
-Eeee… uhu… uuuu…
-No! Wujaszku?! Chcesz się spuścić bez mojego pozwolenia?!
-Och mała! Kurwa, taaaak!
-Przecież wiesz, że to zakazane! Nie wolno walić konia. Oj, ty stary zbereźniku! Jak możesz się tak zachowywać?!
Jedną ręką chwyciła moje związane dłonie i siłą oderwała od pulsującego fiuta, a drugą złapała za czuprynę. 
-O, tu jest twoja działka. Liż moją cipę! Mam dostać gigantycznego orgazmu!
Przysunęła się i wcisnęła moją głowę w swoją gorącą pizdeczkę. Czułem się nieziemsko dobrze. Zanurkowałem, jak ogr w bajorku. Nie miałem zamiaru tego przerywać. Puściła, a ja sam z pasją penetrowałem wszystkie jej zakamarki. Ściskała mnie swoimi udami, a mój język lawirował jak oszalały po jej słodkich zakamarkach. 
-Ooooooch, taaaaak, taaaaak… jesteś cudowny!!! - jęczała, gładząc się po podbrzuszu. 
Minęło kilka minut i znów chwyciła mnie za włosy. Wcisnęła moją głowę w swoją wilgotną szparkę. Czułem się doszczętnie wykorzystany przez tą piękną kobietę. Poruszała biodrami do przodu i do tyłu: łagodnie, spokojnie, ale głęboko. W końcu oburącz, jak piłkę chwyciła moją czaszkę i docisnęła do swojej, rozedrganej jak kamerton, kobiecości. 
-Ooooooch, taaaaak, liż, liż… jeszcze, jeszcze!!!
Odchyliła się do tyłu i uderzała biodrami coraz nachalniej. 
-Oooooch, taaaaaak, juuuuuuż!!! - darła się na całe gardło.
W końcu zastygła. Była mokra od potu, lśniąca, jak odlana z wosku figura. Nie ruszała się, tylko jej cipeczka kurczyła się i rozluźniała. 
-Uuuuuufffffff… - syknęła, wracając do życia.
Teraz znowu usiadła na mojej szyi tak, że trudno było mi oddychać. Jedną nogę wysunęła do przodu, spuszczając ją poza krawędź łóżka, a drugą zgięła w kolanie i postawiła tuż za moim ramieniem. 
-Dokończ po swojemu, - powiedziała cicho.
-Dobrze, - stęknąłem.
Drżała.
-Tylko tak delikatnie, - dodała. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...