poniedziałek, 21 września 2020

Projekt: "Przyszłość".


200. Śmierdzi tu chujem.

-Śmierdzi tu chujem tak, jakby pierdoliło się tu sto małp. Poczułem się jeszcze dziwniej. Nie wiedziałem, czy to miał być komplement, czy przytyk. Zważywszy na jej minę, określenie tego wcale nie było takie proste. -Hmmm… no wiesz… eee… - mruknąłem coś niezrozumiale i poczułem, że zaczynam się pocić. 


Marzenka zareagowała w sposób dość nietypowy. Nie spodziewałem się tego. No tak, widocznie jeszcze zbyt mało ją znałem. Złożyła palce na kształt pistoletu, przysunęła do skroni i, wyrzucając ze swojego gardła słowo “Paf!” uśmiechnęła się w sposób jednoznaczny. Miało to chyba oznaczać, że za chwilę się zastrzeli, ale czy było odpowiednie w tej chwili, tego nie wiem. 
-Dziewczyno, nie mogę z tobą. Ogarnij się! - dodała po tym wszystkim. 
Tymczasem Julka, przyjmując jakiś sposób flirtu, czy też gry, uniosła głowę i spojrzała mi prosto w oczy.
-Spokojnie, Marzena, już się zbieram, tylko… - tu zawiesiła głos.
-Tylko, co?! - niecierpliwiła się przyjaciółka. 
-Hmmm… tylko doprowadzę pewne rzeczy do końca. 
To było jakieś szaleństwo, którego, mimo swojego doświadczenia życiowego, nie rozumiałem. Dosłownie, w tym samym momencie, kiedy wypowiadała te słowa, poczułem, jak jej dłoń bezceremonialnie i bezczelnie wsuwa się pod materiał moich spodni. Odruchowo zadrżałam, a kiedy chwyciła mnie za kutasa, zesztywniałem jak struna. 
-Ych! - stęknąłem, jakby ktoś wbił mi szpilę w plecy. 
-Prawda, Robert? - powiedziała, zupełnie się nie przejmując tym, co właśnie zrobiła. 
To wszystko trwało tylko krótką chwilę. Później, jak gdyby nigdy nic, wróciła do poprawnego zachowania. Chociaż, w tej sytuacji, trudno powiedzieć, czy akurat było to całkiem poprawne. Stała obok mnie, przodem do Marzeny i opuszczając delikatnie głowę, niby ze wstydem, ale raczej zaczepnie zmierzyła ją swoim spojrzeniem. 
-Spokojnie, wszystko pod kontrolą, - odezwała się.
We wzroku Marzenki było coś, czego do tej pory nie dostrzegałem. Nie wiem, jak to nazwać. Prowokacja, czy raczej odgadnięcie zamiarów koleżanki i przystanie na warunki układu, o którym absolutnie nie miałem pojęcia. Czułem, że właśnie takowy powstał.
-No dobrze, rób jak chcesz. Ja tylko miałam przekazać ci ten komunikat, - powiedziała spokojnie. 
Później, dokładnie tym samym wzrokiem, spojrzała na mnie. Muszę powiedzieć, że wrażenie było dziwne. Po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. Patrzyła na mnie dziewczyna, która, w pewnym sensie, mogła być nieobliczalna. Nie wiedziałem jeszcze, kiedy i gdzie, ale miałem nieodparte wrażenie, że coś się stanie, coś, co zmieni absolutnie wszystko. 
-Wpuście mnie, muszę zobaczyć ten pierdolnik, którego żeście narobili, - powiedziała cichym, ale bardzo stanowczym głosem. 
Po chwili, po prostu była już w środku. Nie dało się jej powstrzymać. Była jak przeciąg. Obeszła pomieszczenie dookoła, uważnie się rozglądając. Jej mina była mieszaniną zakłopotania i rozbawienia. 
-No proszę, proszę… widzę żeście mieli tutaj niezłą imprezę, - odezwała się, biorąc do ręki majtki Julki, które jakimś cudem zawisły na kinkiecie. 
Znów spojrzała na mnie, ale teraz w jej wzroku nie było ani zakłopotania, ani zdziwienia, tylko jakaś taka pewność. Pewność… czego? Nie wiem, nie potrafię tego określić. Mogłem tylko podejrzewać, że była to pewność tego, że niezależne od sytuacji, będzie tak, jak ona chce. Przełknąłem tylko ślinę i starałem się nie patrzeć jej w oczy. Po chwili znów się odezwała. Tym razem bardziej do mnie niż do Julki.
-Śmierdzi tu chujem tak, jakby pierdoliło się tu sto małp.
Poczułem się jeszcze dziwniej. Nie wiedziałem, czy to miał być komplement, czy przytyk. Zważywszy na jej minę, określenie tego wcale nie było takie proste.
-Hmmm… no wiesz… eee… - mruknąłem coś niezrozumiale i poczułem, że zaczynam się pocić. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...