środa, 23 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

202. W stronę obiektu sportowego.

W końcu stwierdziłem, że to nie ma sensu i trzeba jakoś rozładować napięcie. Myślałem, myślałem i doszedłem do wniosku, że dobrze byłoby pójść na siłownię, bo już dawno nie byłem, a moja masa mięśniowa sama się nie wykształci. Ubrałem więc mój znoszony podkoszulek, spodenki i stare trampki. Wrzuciłem na to dres tak, żeby się nie przeziębić i pobiegłem w stronę obiektu sportowego. 


Nim się spostrzegłem jej już nie było. To dziwne uczucie tak nagle zostać samemu. Szczególnie po tym wszystkim, co się wydarzyło. W pewnym momencie zacząłem się nawet zastanawiać, czy to było realne, czy to działo się naprawdę, a nie tylko w moje głowie. 
Siedziałem teraz sam i miałem przed sobą resztę weekendu, z którą nie wiedziałem co zrobić. Brat miał przyjechać dopiero następnego dnia wieczorem, kolega podobnie. Pokój był pięknie wysprzątany i wywietrzony. Absolutnie nie było śladu po tym strasznym bałaganie, który został po naszych igraszkach miłosnych. Ni epowiem, obydwie dziewczyny mi w tym pomogły. Przy czym, oczywiście, nie obyło się bez sprośnych żartów i docinek. Zaczynałem sobie uświadamiać fakt, że jeśli Marzenka nadal będzie pojawiać się w naszym życiu, moimi Julki, to na pewno nie będę się nudził. Ona potrafiła w ciągu jednej chwili wywrócić wszystko do góry nogami. Niestety, a może i stety, wszystko wskazywało  na to, że tak właśnie będzie wyglądało to nasze internatowe życie. 
Miałem przed sobą, jak mi się w tej chwili zdawało, kilka dni postu. Kilka długich dni abstynencji seksualnej. Moja dziewczyna miała wrócić dopiero w przyszłym tygodniu. Jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, z tym problemem także musiałem sobie jakoś poradzić.  
Co najdziwniejsze, młody tak bardzo przyzwyczaił się do tego nowego stanu, że teraz, kiedy jej zabrakło, to on protestował więcej ode mnie. Nie mógł sobie wyobrazić, jak i czy w ogóle, będzie w stanie przeżyć kolejne godziny, czy nawet dni bez namiętnego ostrego bzykania. 
Biedak, wydawało mu się, że tak ten świat jest już zbudowany, że każdy dorosły facet rucha przynajmniej raz dziennie i to z najwyższą satysfakcją. No niestety, tak nie jest. Starałem się, ale ciężko było mu to wytłumaczyć. Jak do niego mówiłem, to niby się ze mną zgadzał, ale, tak naprawdę, wciąż oczekiwał, że kolejnego poranka znów zaliczy jakąś słodką cipkę. Poza tym miał nadzieję, że ja mu to wszystko załatwię, niejako podam na talerzu. No, co tu się dużo dziwić. Sam go tak nauczyłem. 
Po dziesięciu czy piętnastu minutach takiego beznadziejnego siedzenia i stukania palcami w stół stwierdziłem, że to głupie i pasowało by coś zrobić. Wyciągnąłem zeszyty i książki próbowałem uczyć się do klasówki z historii. W poniedziałek miał być sprawdzian z całego działu, a ja nie bardzo mogłem skojarzyć daty kolejnych bitew. 
Nie powiem, nawet zaangażowałem się w to uczenie. Rozpisałem sobie te cyferki na wielkiej kartce w postaci jakiegoś dziwnego diagramu, tak, żeby było łatwiej, ale, jak na złość, moja głowa zablokowała się całkowicie i, w żaden sposób, nie mogłem się skupić. Kolejne, coraz większe, wysiłki, powodowały tylko coraz większą frustrację, a nie jakieś konkretne wyniki. 
W końcu stwierdziłem, że to nie ma sensu i trzeba jakoś rozładować napięcie. Myślałem, myślałem i doszedłem do wniosku, że dobrze byłoby pójść na siłownię, bo już dawno nie byłem, a moja masa mięśniowa sama się nie wykształci. Ubrałem więc mój znoszony podkoszulek, spodenki i stare trampki. Wrzuciłem na to dres tak, żeby się nie przeziębić i pobiegłem w stronę obiektu sportowego. 
Kiedy dotarłem na miejsce, zorientowałem się, że muszę pocałować przysłowiową klamkę. Na drzwiach przyklejona była kartka z informacją, że siłownia jest nieczynna do odwołania z powodu jakiegoś remontu. “No pięknie”, - pomyślałem sobie, - “teraz, to już naprawdę nie wiem, co mam robić”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...