poniedziałek, 28 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

207. Nie włazi się bez pukania do damskiej szatni.

Wyszedł jeszcze szybciej, jak się pojawił. Wystraszona Marzenka nie zdążyła nawet wykonać żadnego ruchu. Zastał ją tak jak siedziała: naga, ze spermą na udach. Dobrze, że nie wszedł dalej. Wychodziło na to, że on także doznał niemałego szoku.  “Dobrze mu tak. Nie włazi się bez pukania do damskiej szatni!” - pomyślałem. 


Leżała na tej wąskiej ławeczce, a ja, pochylony, z zapałem lizałem jej cipeczkę. Nie powiem, byłem przyjemnie zaskoczony tym, jak bardzo jest wąska i ciasna. Smakowała i pachniała jak świeże truskawki. Marzenka głaskała mnie po głowie i tylko wzdychała ciężko. Nie mogłem się doczekać, kiedy będę mógł zapakować tu swojego twardego kutasa. 
Następny moment, to ten, kiedy ona trzyma nogi na moich obojczykach, a ja dokonuję dzieła wniknięcia w jej słodkie wnętrze. Stało się to szybko, dość gwałtownie, ale płynnie. Jej uda były wąsko zsunięte do siebie, przez co pizdeczka wydawała się jeszcze bardziej ciasna i niedostępna. W pierwszym momencie pomyślałem nawet, że mam do czynienia z dziewicą, ale zaraz później wszystkie moje wątpliwości się rozwiały. 
Trzymała się ławki za swoją głową i starała się patrzeć na moją twarz. Już się nie uśmiechała. Wydać było, że bardzo szybko zmierza wprost do orgazmu. Mój kutas, już przy pierwszym pchnięciu, zachowywał się jak czołg, który uparcie i bezwzględnie toruje sobie drogę do środka. 
Najprawdopodobniej nie spodziewała się takich rozmiarów, bo tylko drżała na całym ciele, próbując zachować trzeźwe spojrzenie. Ściskałem ją za uda, powoli posuwając się do przodu i do tyłu. Czułem, że sprerma zbiera się w moich jajach w wielkiej ilości i, że za chwilę zacznie domagać się wyjścia na zewnątrz wprost w jej soczystą norkę. 
Wkrótce znów zmieniliśmy pozycję. Trzeba było działać szybko, a jednocześnie w miarę cicho, tak, żeby nie wzbudzać zbędnych podejrzeń. Usiadłem na tej ławce i znów oparłem się o ścianę. Chociaż była to zwykła twarda ławka, mnie wydawała nie niesamowicie wygodna i podniecająca. Później, po tym wszystkim, jeszcze przez długi okres czasu, takie właśnie ławki kojarzyły mi się właśnie z gorącym, namiętnym seksem. 
Usiadła na mnie ze złączonymi udami, doskonale wpasowując się w moje, szeroko rozpostarte, nogi. Chyba tak lubiła, tak na ciasno, tak żeby mnie dokładnie czuć. Nie wiem jak ona, ale mnie było nieziemsko dobrze. Jej cipeczka była niesamowicie ciasna, biodra duże, ciężkie, tak bezpardonowo atakowały mojego ogiera. Pod czaszką czułem intensywnie kołatanie, a na całym ciele przyjemne mrowienie. Delikatnie unosiła się i opadała, zupełnie tak, jakbyśmy mieli nieograniczoną ilość czasu. Jak się później okazało, była to najlepsza droga do błyskawicznego dojścia do orgazmu, zarówno dla niej, jak i dla mnie. 
Spuściłem się na jej uda. Nie chciała w cipkę. Mimo to, było szybko cicho i słodko. Po prostu uroczo. Siedziała na tej ławeczce, a ja stałem tuż przed nią. Chwyciła mnie za kutasa i wykonała kilka ruchów. Niczego nie powstrzymywałem. Pozwoliłem sobie swobodnie trysnąć na jej nóżki. Nasienie było nadzwyczaj gęste, wyglądało jak zważony kisiel. Intensywnie pachniało. 
Dosłownie w tej samej chwili usłyszałem głośne kroki na korytarzu. Zareagowałem odruchowo. Błyskawicznie, nie ubierając się, tak jak stałem, wskoczyłem za rząd szafek. W ostatniej sekundzie. Nagle drzwi się otworzyły i stanął w nich ratownik. 
-A, to ty jeszcze jesteś…? O, przepraszam, nie wiedziałem… 
Wyszedł jeszcze szybciej, jak się pojawił. Wystraszona Marzenka nie zdążyła nawet wykonać żadnego ruchu. Zastał ją tak jak siedziała: naga, ze spermą na udach. Dobrze, że nie wszedł dalej. Wychodziło na to, że on także doznał niemałego szoku. 
“Dobrze mu tak. Nie włazi się bez pukania do damskiej szatni!” - pomyślałem. 
Dopiero po dłuższej chwili usłyszałem zza drzwi jego głos:
-Ubieraj się szybko. Muszę zamknąć obiekt. Mam zaraz spotkanie.
-Dobrze, dobrze psorze, - odpowiedziała wystraszona dziewczyna. 
Przyznam się, że jego zaskoczenie było jeszcze większe, kiedy przy wyjściu, spodziewając się jednej osoby, zobaczył dwie. 
-Robert, gdzieś ty się schował, przecież nie było cię w szatni? - zapytał. 
Widziałem jego oczy. Drapał się w czubek głowy i pewnie w myślach dochodził, jak to się stało, że mnie nie zauważył. 
-Byłem psorze, byłem, tylko dalej za szafkami, - odpowiedziałem rezolutnie.
Patrzył na mnie i kręcił głową.
-Nie było cię. Obszedłem całe pomieszczenie, - powiedział. 
Później jakby trochę zreflektował, uśmiechnął się pod nosem i dodał:
-No dobra, załóżmy, że byłeś… nie będę dochodził, ale nie rób tak więcej. Okej?
-Okej, psorze, okej, - zawołałem na odchodne. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...