czwartek, 24 września 2020

Projekt: "Przyszłość".

203.  Prawdziwe kłopoty.

Kiedy wychodziłem z szatni wszystko jeszcze było w porządku, kiedy wchodziłem pod natrysk, aby cokolwiek się opłukać, również. Dopiero kiedy, mokry, wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem Marzenkę, rozpoczęły się prawdziwe kłopoty. Kutas zesztywniał na moich oczach, a ja nic nie mogłem na to poradzić. Po minucie, może po dwóch był już w pełnej gotowości. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. 


Kiedy tak ze zwieszoną głową wracałem do internatu, ktoś na mnie wpadł. Uderzenie było tak silne, że o mało się nie przewróciłem. Kiedy, zły jak nie wiem co, odwróciłem się do tyłu, zobaczyłem ją. To była Marzena. Biegła w tym samym  kierunku co ja. Tylko dlaczego tak się jej spieszyło?
-Boże kochany uważaj trochę, ludzi rozjeżdżasz! - mruknąłem zdenerwowany. 
Jedno spojrzenie wystarczyło, aby stwierdzić, że raczej nie ma wyrzutów sumienia. 
-Nic ci się nie stało? No to w porządku. Lecę dalej! - krzyknęła i już jej nie było. 
Właściwie była, tylko kilkanascie metrów dalej. Straciłem już nadzieję, że dowiem się czegokolwiek więcej, kiedy ona zatrzymała się niespodziewanie i odwróciła w moją stronę. Poczekała spokojnie, aż do niej dojdę i odezwała się już nieco bardziej grzecznie:
-Telewizja przyjechała! Będą robić zdjęcia… kręcić reportaż… potrzebują kilkoro uczniów, co potrafią dobrze pływać. Może będziesz chciał zobaczyć. Tylko szybko, bo oni nie mają zbyt wiele czasu. 
W pierwszym momencie, nie bardzo wiedziałem, co mam robić. Nie wiedziałem nawet, czy mam ochotę na ten basen, ale przecież i tak nie miałem nic innego do roboty. To mogło być ciekawe.  Do naszej szkoły przyjechała telewizja i to wtedy kiedy prawie nikogo nie było. Pasowało by tam być, chociażby z tego względu, żeby później móc się pochwalić kolegom. Może gdzieś uchwycą mnie w kadrze i pokażą w migawce dziennika telewizyjnego. To było coś. 
-Dobra! - powiedziałem, - jak będziesz wracała, to poczekaj na mnie. Razem pójdziemy. 
-Okej, tylko szybko.
Jak przeciąg wpadłem do pokoju. Nawet się nie rozglądałem, tylko od razu sięgnąłem do szuflady z bielizną i szarpnąłem pierwsze lepsze z brzegu kąpielówki. Teraz jeszcze jakiś ręcznik, szampon do włosów, mydło i długa. Zajęło mi to minutę, może dwie. Jako, że mój pokój znajdował się na parterze, byłem pierwszy i to ja musiałem czekać na nią. 
Nie powiem, zabawa była świetna. Szczególnie, że nie robiłem tego sam. 
“Wprawdzie to nie Julka, ale Marzenka też może być”, - pomyślałem. 
Przyznam się, że w tym momencie wcale nie chodziło mi o seks. No nie. Tak nie było. Co prawda, co druga moja myśl krążyła wokół dziewczyn, cipek i ciupciania, ale nie teraz. Jakoś nie teraz. Chyba byłem zbytnio tym wszystkim poruszony. 
Wpadliśmy na obiekt sportowy. Odgłosy naszego biegu niosły się pustym korytarzem jak zbliżająca się burza. Przemknęliśmy obok wielkiego akwarium i wpadliśmy do szatni. Ona do damskiej, ja do męskiej. W ciągu jednej chwili pozbyłem się ciuchów, wciągnąłem na siebie te elastyczne gacie i dopiero teraz zorientowałem się, że wziąłem najciaśniejsze jakie były. Ledwie wlazły na moją dupę. Uścisk był mocny, ale elastyczny i przyjemny.
“Dobrze, że kutas mi nie sterczy”, - pomyślałem, “bo wtedy byłby problem, tak z wielkim fiutem przed kamerami paradować”. 
No cóż. Cholera jasna! Chyba wykrakałem. Kiedy wychodziłem z szatni wszystko jeszcze było w porządku, kiedy wchodziłem pod natrysk, aby cokolwiek się opłukać, również. Dopiero kiedy mokry wyszedłem na zewnątrz i zobaczyłem Marzenkę, rozpoczęły się prawdziwe kłopoty. Kutas zesztywniał na moich oczach, a ja nic nie mogłem na to poradzić. Po minucie, może po dwóch był już w pełnej gotowości. Myślałem, że zapadnę się pod ziemię. 
“Jak ja teraz się tam pokażę?! Przecież od razu to zauważą. Będą się śmiać. Już widzę te spojrzenia”, - denerwowałem się. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...