sobota, 20 lutego 2021

Projekt: "Przyszłość".

353. Koniec miary.


Żeby mnie zmierzyć, musiała przystawić sobie stołek, a właściwie niewielką drabinkę. Wspięła się na nią sprawnie, jeden koniec miary położyła na mojej głowie. Wzięła moją dłoń i kazała przytrzymać. Drugi brzeg sięgał do moich kolan. No to teraz się zacznie, - pomyślałem, kiedy miała zamiar się schylić. 


Było to duże pomieszczenie z rzędami w większości pełnych regałów. Jakież było moje zdziwienie kiedy zza stosu równo poskładanych ubrań wyszła ta sama blondwłosa piękność, która wtargnęła do łazienki. 

-O, już jesteście, - powiedziała uśmiechając się do mnie. 

Po moich plecach przebiegł gorący dreszcz. Gdzieś w zakamarkach świadomości tkwiło się przeświadczenie, że właściwy moment zbliża się wielkimi krokami. 

-Rozbierz się, - zwróciła się do mnie. 

Dech mi zaparło. Co ona ode mnie che?  Żebym się rozebrał? Dlaczego? Przecież już widziała mnie nago, - myślałem, nie zdając sobie sprawy, że może chodzić o coś zupełnie innego. 

Kiedy tak patrzyłem na nią z szeroko otwartą gębą uśmiechnęła się serdecznie. 

-Zdejmij szlafrok, chcę cię zmierzyć. Masz dość niestandardowe rozmiary i nie chciałabym dać ci zbyt małych ubrań. 

Zrobiło mi się bardzo głupio, że myślę tylko o jednym. No tak przecież można się rozbierać jeszcze w innych celach niż tylko ruchanko, - pomyślałem. Czułem się tak jakby ktoś zdjął z moich pleców duży ciężar. Nie zmieniało to faktu, że wciąż czułem się dość niekomfortowo.

Trzymała w ręku zwykły centymetr krawiecki gotowa, aby wziąć ze mnie miarę. Była dużo niższa ode mnie. Biorąc pod uwagę to, że ja miałem około dwóch metrów wysokości a czubek jej głowy sięgał mi w okolice klatki piersiowej mogła mieć nie więcej jak metr sześćdziesiąt. 

Stanęła bardzo blisko i uniosła głowę. Jej jasna cera była pokryta drobniutkimi plamkami ledwie widocznych piegów. Miała na sobie luźną bluzkę spadającą z ramion. Bez problemu mogłem spojrzeć w jej dekolt. Pod ubraniem kryły się niewielkie, ale dobrze wykształcone i jędrne piersi. Takie akurat, aby chwycić je w całości w moje łopatowate dłonie. Aż zadrżałem z wrażenia kiedy potrząsnęła nimi w dwie strony. Była taka niewinna. Przecież mógłbym wziąć ją tutaj na stojąco i pewnie nie byłaby w stanie się obronić. 

Nie wiem, dlaczego bez najmniejszego protestu zrzuciłem z siebie szlafrok i stanąłem przed nią jak mnie Pan Bóg stworzył. To była jakaś magiczna chwila. Czułem się tak jakby ktoś mnie zahipnotyzował. Miałem wrażenie, że biorę ją w ramiona unoszę do góry z niezwykłą łatwością i nabijam na mojego sztywnego drągala. 

Jeszcze raz obrzuciła mnie swoim spojrzeniem. Pełny profesjonalizm. Żadnego nietaktownego zachowania jednak cały czas miałem wrażenie, że pod tą maską spokoju buzują hormony, że płonie żar podniecenia. Mogłem to rozpoznać po nieznacznym drżeniu kącików ust, po uśmiechu zbyt gorącym i zachłannym jak na zwykłą uprzejmość. Jej oczy błyszczały i przy każdej najmniejszej okazji wędrowały między moje nogi. Tak ona tego chciała. Wiedziałem, że wystarczy tylko iskra by wypadki potoczyły się w sposób bardzo nieprzewidywalny. Z jakiegoś jednak powodu nie mogła sobie pozwolić, by rzucić się w wir pełnej namiętności. 

Żeby mnie zmierzyć, musiała przystawić sobie stołek, a właściwie niewielką drabinkę. Wspięła się na nią sprawnie, jeden koniec miary położyła na mojej głowie. Wzięła moją dłoń i kazała przytrzymać. Drugi brzeg sięgał do moich kolan. No to teraz się zacznie, - pomyślałem, kiedy miała zamiar się schylić. 

W ostatnim momencie, kiedy miała już zgiąć kark, uniosła głowę i spojrzała mi w twarz. Jej oczy mówiły: nie zrobisz nic głupiego, prawda? 

-To tylko miara, - odezwała się cicho. 

Sam chciałbym w to wierzyć, ale biorąc pod uwagę to, co wydarzyło się w ostatnich godzinach nie byłem taki pewny. 

-Oczywiście, to tylko miara, - powiedziałem kiwając do niej porozumiewawczo. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...