czwartek, 25 lutego 2021

Projekt: "Przyszłość".

358. Idealne miejsce.


Magazyn był pusty. Oprócz nas dwojga i Zosi nikogo tutaj nie było. Otaczały nas wysokie na kilka metrów regały a górne oświetlenie było na tyle słabe, że z powodzeniem można było się tutaj zgubić, bawić w chowanego i nie wiem co jeszcze. Idealne miejsce do uprawiania szybkiego namiętnego seksu. 


-Możesz tu do mnie podejść, - usłyszałem jej miękki głos dobiegający zza rzędu wysokich metalowych regałów od góry do dołu zajętych przez różnego rodzaju ubrania. 

Oczywiście w pierwszej chwili nie zorientowałem się, że może to być podstęp. Któż mógłby się zorientować, prawda?  Ha, ha… szczególnie po tym co się tu ostatnio wydarzyło. No nie. Zajebista laska centymetrem mierzy mnie od stóp po czubek głowy, jest tak blisko, że dokładnie czuję jej zapach, a ja sam nie mam na sobie nawet skromnego ciuszka. Na dodatek powietrze można kroić nożem, aż iskrzy między nami a teraz woła mnie w najciemniejszy kąt i niby nie ma w tym nic podejrzanego. No nie. Może i było, ale ja rzeczywiście niczego się nie domyślałem. Może wraz ze zmianą parametrów mojego ciała ujęli mi trochę rozumu. No sam nie wiem. 

Ruszyłem za jej głosem. To była automatyczna reakcja. Dopiero później zacząłem zdawać sobie sprawę z całego kontekstu, ale było już za późno. 

Zofia także niczego nie podejrzewała i spokojnie przymierzała kolejną część garderoby. Odchodząc odwróciłem głowę i obrzuciłem ją szybkim lubieżnym spojrzeniem. Na koniec westchnąłem głęboko i już zniknąłem w półcieniu wysokich półek. 

Stała na końcu wąskiego przejścia i uśmiechała się słodko. Nawet teraz, choć było to tak bardzo widoczne nie dostrzegłem niczego co odbiegałoby od normy. Chyba rzeczywiście miałem jakąś zaćmę. 

Dopiero po chwili zwróciłem uwagę na jeden drobny szczegół, który nie pasował do całości. W wysoko uniesionej dłoni coś trzymała. Pomyślałem, że jest to jakieś ubranie, które mam na siebie włożyć. 

Tak naprawdę nie do końca się myliłem. To było jednak ubranie, tyle tylko, że nie moje, a jej. 

-Hyk och! - stęknąłem z wrażenia, jak naiwny nastolatek, któremu koleżanka pokaże cycki. 

Od pasa w gorę nie miała na sobie nic. Stała i czekała aż podejdę. Nie wiem co się ze mną stało. Moje podniecenie znów osiągnęło najwyższy poziom. Teraz to już nie ja decydowałem o tym, co za chwilę się stanie tylko mój kutas. To on mnie prowadził i niepodobna było mu się oprzeć. Musiałem robić to co mi każe. Musiałem zaspokoić swój gigantyczny popęd. Inaczej rozsadziłoby mi jaja. 

Kiedy się przy niej znalazłem, stała się kolejna rzecz, która wprawiła mnie w jeszcze większe osłupienie. Chwyciła mnie za mojego wielkiego rozgrzanego do granic możliwości i gotowego do szybkiej ostrej akcji kutasa. Z wrażenia szeroko otworzyłem usta. Nie umiałem wydobyć z siebie ani słowa. 

Hej co ty robisz?! Tak nie można! To cios poniżej pasa, - myślałem gorączkowo. 

Nie miałem czasu na zbyt długie zastanawianie się, bo ruszyła przed siebie, prowadząc mnie jak pieska na smyczy. Kurwa, ale jazda!  Nie mogłem uwierzyć, że to, co się dzieje, rzeczywiście jest prawdą. Byłem bezradny, a jednocześnie szczęśliwy jak małe dziecko. Tak uwodzony to jeszcze nie byłem. Jednak cuda się zdarzają. 

Magazyn był pusty. Oprócz nas dwojga i Zosi nikogo tutaj nie było. Otaczały nas wysokie na kilka metrów regały a górne oświetlenie było na tyle słabe, że z powodzeniem można było się tutaj zgubić, bawić w chowanego i nie wiem co jeszcze. Idealne miejsce do uprawiania szybkiego namiętnego seksu. 

Zatrzymaliśmy się dokładnie po drugiej stronie. Było tu jeszcze mroczniej i jeszcze bardziej nastrojowo. To był jakiś kąt, zakamarek. Tu też było ustawione biurko. Było większe od tego przy wejściu. Odruchowo oceniłem jego wytrzymałość na obciążenia. Wydało mi się w porządku. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...