niedziela, 21 lutego 2021

Projekt: "Przyszłość".

354. Ty przecież nie masz domu. 


-No ale po co to wszystko? - zacząłem, - Miałem tylko przecież wziąć udział w jednym eksperymencie. Czy nie mogę wrócić do domu? 
Na chwilę zatrzymała się i odważnie spojrzała mi w oczy. Jej tęczówki były błękitnozielone, duże, a cała drobna buzia zdawała się tańczyć w rytm jakiejś niesłyszalnej muzyki. 
-Ale… - zawiesiła głos tak jakby nie była pewna, czy może o tym mówić, - ty przecież nie masz domu. 


Schylając się po raz drugi czubkiem głowy nieopatrznie potrąciła mojego sterczącego kutasa. W sumie nie wiem co to było: wynik roztargnienia, czy może raczej celowe działanie mające na celu sprowokowanie mnie do bardziej zdecydowanego działania. Nie mam pojęcia. Tak czy inaczej,  reakcja mojego organizmu była gwałtowna i spontaniczna. 

Kiedy na czubku rozgrzanej głowicy poczułem jej bujne miękkie włosy przez całe moje ciało przebiegł gorący dreszcz. Uniosłem się na palcach i westchnąłem głęboko tak jakby ktoś przypalał mnie żywym ogniem. Zaraz później wróciłem do poprzedniej pozycji, ale czułem, że moje serce łomocze jak oszalałe. 

Ponownie uniosła wzrok i spojrzała na mnie maślanymi oczami. 

-Och przepraszam, nie chciałam, - powiedziała cicho.

Myślałem, że ją zjem. Co ona w ogóle sobie wyobraża? Że może mnie sobie ot tak dotykać i muskać i pozostanie to bez echa? O nie! Nie mogę tego tak zostawić, - myślałem. Byłem taki podniecony, tak bardzo trudno było mi się opanować, a ona była taka piękna, młoda i niewinna. Och gdybym teraz mógł ją gdzieś tutaj dorwać! 

Uśmiechnąłem się głupkowato próbując zapanować nad galopującym oddechem. 

-Nie szkodzi, - powiedziałem, - nic się przecież nie stało. Tak jakby rzeczywiście nic się nie stało. Po chwili dodałem: - proszę mierzyć dalej. 

Miałem wrażenie, że cały jestem naszpikowany ostrymi igłami. 

Znów się pochyliła. Przeniosła miarę od kolan do stóp. 

-Dwa metry i pięć centymetrów powiedziała. 

-No ładnie, - odezwałem się, - ostatnio kiedy się mierzyłem miałem metr siedemdziesiąt pięć. Jak to się stało, że urosłem tak bardzo? 

Wstała, podeszła do biurka, które znajdowało się pod jedną ze ścian i zapisała wymiar ma leżącej na wierzchu kartce. 

-Nie wiem, na czym dokładnie to polega, ale zdaje się, że dostał pan zastrzyki z komórek macierzystych, które między innymi stymulują wzrost i wzmocnienie organizmu, - powiedziała nie odwracając się w moją stronę. 

Kiedy się pochylała, kilkakrotnie zakręciła zalotnie kuperkiem, a ja znów poczułem, że w środku się gotuję. 

Następnie odwróciła się jak gdyby nigdy nic, uśmiechnęła ciepło a po chwili znów była przy mnie. Tym razem mierzyła obwód mojej szyi. Kiedy stała tak przede mną na tej drabince poczułem się niezręcznie. Była niska, ale zdawało mi się, że nie musiała wchodzić teraz na ten stołek. Moim zdaniem nie było to konieczne. Stojąc naprzeciwko niej miałem wrażenie, że jestem Guliwerem w krainie liliputów. Zastanawiałem się, czy dadzą mi coś jeszcze, coś, co jeszcze bardziej zwiększy moje rozmiary, czy może na tym poprzestaną. 

-No ale po co to wszystko? - zacząłem, - Miałem tylko przecież wziąć udział w jednym eksperymencie. Czy nie mogę wrócić do domu? 

Na chwilę zatrzymała się i odważnie spojrzała mi w oczy. Jej tęczówki były błękitnozielone, duże, a cała drobna buzia zdawała się tańczyć w rytm jakiejś niesłyszalnej muzyki. 

-Ale… - zawiesiła głos tak jakby nie była pewna, czy może o tym mówić, - ty przecież nie masz domu. 

-Jak to nie mam, - odpowiedziałem niemal automatycznie, - Mam. Przecież mam. Mam dom, żonę i dwie dorosłe córki… 

Odsunęła się na chwilę i jeszcze raz uważnie na mnie spojrzała. Była śliczna drobne rysy jej młodej buzi budziły we mnie instynkt opiekuńczy. Nie zmieniało to faktu, że bardzo jej pragnąłem. Bardziej niż mogłem się tego spodziewać. 

-Miałeś, - powiedziała ostrożnie, - kiedyś, kiedy… 

Nie dokończyła. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...