środa, 28 września 2022

Misja.

34. Co wy sobie myślicie?


Dwa cienkie ramiona wjechały za pasek jej spodenek i, zrywając guzik, jednym, gwałtownym pociągnięciem zsunęły je do dołu. Dokładnie to samo stało się z górną częścią jej garderoby. 

-O nie, tego już za wiele! Co wy sobie myślicie? - powiedziała protestacyjnym tonem.  


Znów przymknęła powieki. Wyglądała jak zamyślona uczennica gimnazjum. Wężowata, granatowa główka przesuwała się w prawo i w lewo wywołując w niej coraz większe podniecenie. 

Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale właśnie w tej chwili wąż, który pieścił jej policzek, zniknął gdzieś. Jego miejsce zajął inny, podobny, lecz ten w przeciwieństwie do poprzedniego, sunął wprost pod jej ubranie. Miała wrażenie, że za moment znajdzie się między jej piersiami. 

Nie myliła się. Kolejna chwila udowodniła, że stać go na wszystko. Jednym, płynnym ruchem wylądował na jej lewym cycuszku. Chciała krzyknąć, zaprotestować, chociażby coś powiedzieć, jednak, ku własnemu zaskoczeniu, stwierdziła, że nie chce tego zrobić. Zadrżała z podniecenia. 

Miała wrażenie, że to jej własny narzeczony trzyma ją za biust. 

-Eeeeeeeh... eeeee... oooooch… - dyszała ciężko. 

To było dziwne, zaskakujące, przecież nie powinna tak się czuć. Nigdy czegoś podobnego nie doświadczyła. Istota śmiało sobie poczynała z jej sutkiem, męcząc go i przysysając się do niego jak ludzkie usta.

-Eeeeee-heeek… - stęknęła cicho.

A po chwili wyrzuciła z siebie:

-Co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz?! 

Tak jakby dawała ripostę swojemu chłopakowi. 

Obcy jednak wydawał się obojętny na jej protesty. Zachowywał się jak dzikie, podniecone zwierzę. Miętosił jej cycki, ściskając, ugniatając, delikatnie drażniąc sutki. 

Wyrzucał z siebie mnóstwo lepkiego, gęstego, ciepłego soku, który jeszcze bardziej zwiększał doznania. Mogła już tylko cicho wzdychać, oddając się własnemu podnieceniu. 

W następnej sekundzie stało się coś, na co od samego początku powinna być przygotowana, a jednak było to dla niej kompletnym zaskoczeniem. Wężowaty, obcy osobnik, jednym, gwałtownym szarpnięciem zerwał z jej bioder szorty. Na jej pośladkach pozostały już tylko skromne majteczki, które miały być ostatnim bastionem przed zdobyciem jej kobiecości.

Dwa cienkie ramiona wjechały za pasek jej spodenek i, zrywając guzik, jednym, gwałtownym pociągnięciem zsunęły je do dołu. Dokładnie to samo stało się z górną częścią jej garderoby. 

-O nie, tego już za wiele! Co wy sobie myślicie? - powiedziała protestacyjnym tonem.  

Catia nie nosiła ekstrawaganckiej bielizny. Tego dnia miała na sobie zwykłe, białe majteczki, ozdobione drobniutkimi, fioletowymi gwiazdkami. Wyglądały uroczo, zakrywały dokładnie jej pośladki i cipkę, pozostawiając miejsce na męską wyobraźnię. Natomiast, jeśli chodzi o jej piersi, to były schowane pod białą elastyczną bluzeczką. 

Dziewczyna, nie mogąc się uwolnić, szarpnęła się jak dzikie zwierzę schwytane w sieć. Stękała przy tym cicho, jak małe wystraszone dziecko. Wiedziała, co się święci, lecz nie miała już na to żadnego wpływu. Mogła szarpać się i krzyczeć, lub czekać bezradnie.

Dwa cienkie ramiona wjechały za pasek jej spodenek i, zrywając guzik, jednym, gwałtownym pociągnięciem zsunęły je do dołu. Dokładnie to samo stało się z górną częścią jej garderoby. 

-O nie, tego już za wiele! Co wy sobie myślicie? - powiedziała protestacyjnym tonem.  

Catia nie nosiła ekstrawaganckiej bielizny. Tego dnia miała na sobie zwykłe, białe majteczki, ozdobione drobniutkimi, fioletowymi gwiazdkami. Wyglądały uroczo, zakrywały dokładnie jej pośladki i cipkę, pozostawiając miejsce na męską wyobraźnię. 

Natomiast, jeśli chodzi o jej piersi, to były schowane pod białą elastyczną bluzeczką. 





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...