sobota, 24 września 2022

Misja.

30. Jej cipka więcej już nie wytrzyma. 


Szaleństwo. Zdawało się, że jej cipka więcej już nie wytrzyma. Rozciągnięta do granic możliwości, drgała, żyła swoim własnym życiem.


I znów to samo. Pchnięcie. Z jej gardła wydobyły się bulgoczące dźwięki. Kutas, który znajdował się w jej ustach, zaczął bardziej intensywnie pracować. Wsuwał się i wysuwał głębiej niż poprzednio. 

Jeszcze raz jęknęła. Tym razem jak małe dziecko. Kiedy węże w jej cipce cofnęły się i znów w nią wjechały, z jej gardła wydobył się płacz. Raczej jęk podobny do płaczu. Penisy cofnęły się i znów w nią wjechały.

Pchnięcie. Westchnienie. Opleciona była niczym zwojem robaków, dżdżownicami drążącymi jej drobne, dziewczęce ciało. Siedziały w jej ustach, jej cipce i w analnym otworku. Jęknęła przejmująco i głęboko. Jej ciałem szarpnął kolejny skurcz. W coraz bardziej opanowującym ją przerażeniu doświadczyła niewyobrażalnej rozkoszy. 

Pchnięcie. Westchnienie. Jej ciało szarpnęło się do góry. Miała wrażenie, że jest drążona przez setki pasożytów. Zdawało się jej, że wypełniają całe jej wnętrze. Czuła, że puchnie. Jej brzuch, klatka piersiowa, jak i same piersi, zdawały się być przez coś opanowane. 

Pchnięcie. Zamiast westchnienia bulgoczący dźwięk. To przez nadmiar śliny i przez poruszające się w jej ustach korzenie. 

Pchnięcie. Westchnienie. Skurczyła się i rozluźniła. 

Pchnięcie. Tym razem coś wjechało w nią tak głęboko, że poczuła się niczym średniowieczny skazaniec nadziewany na pal. Jeszcze jeden identyczny ruch, tak mocny, że podrzucił jej ciało do góry. 

Pchnięcie. Bulgotanie. Miała wrażenie, że spada na dno piekieł. 

Pchnięcie. Bez żadnego odgłosu. Tylko mocne szarpnięcie całym ciałem. Czuła, że płonie. Była strzępkiem człowieka. Wąż, zwijający się na jej brzuchu, pieścił jej skórę cienką, szpiczastą końcówką, dotykając raz przy razie w okolicach pępka. 

Pchnięcie. Bardziej gwałtowne i szybsze niż poprzednie. Westchnienie głośniejsze. Huśtała się i kołysała w takt kolejnych, rytmicznych posunięć. W jej cipce znajdowały się dwa grube węże, które wchodziły i wychodziły z niej na przemian. Dodatkowo na górze wytrwale pracował cienki korzonek, drażniąc jej łechtaczkę. 

Jej pizdeczka w tej chwili była rozwarta tak szeroko, jakby wychodziła z niej główka dziecka. Otoczona wianuszkiem gęstych, czarnych, mokrych włosów, wyglądała bardzo podniecająco. Dwa kolejne cienkie wężyki dotykały, drażniły i pieściły wewnętrzną stronę ud. 

Westchnęła głęboko. Jej kolana były pod jej brodą, a muszelka odsłonięta znajdowała się na pierwszym planie. Przy każdym ruchu rozchodziły się mokre odgłosy. 

Ramiona szalały, wchodząc i wychodząc na przemian, drażniły. Doprowadzały ją na skraj przytomności. Nie mogła złapać tchu. Wszystkie jej otworki były zajęte i spenetrowane. Czuła się tak, jakby posuwało ją kilku mężczyzn naraz. Wrażenie było trudne do zniesienia. 

Jej cipka stała się poligonem doświadczalnym, doprowadzając całe jej ciało do wrzenia. Kopulowała z istotą o niezliczonej liczbie ramion, gdzie każde z nich mogło być penisem. Czuła, że z każdą sekundą odlatuje w czarną czeluść kosmosu. Nie była zdolna zapanować nad swoimi reakcjami. Doznań było tak wiele, że w żaden sposób nie mogła ich uporządkować i przyswoić. 

Ramiona poruszały się jak szalone. Wchodziły i wychodziły, wiły się i skręcały. Ból, przerażenie, niepewność, rozkosz, wszystko to mieszało się w niej jak bigos. Miała wrażenie, że za chwilę pęknie. Chociaż nie miała pojęcia, co tak naprawdę, by to oznaczało. 

Szaleństwo. Zdawało się, że jej cipka więcej już nie wytrzyma. Rozciągnięta do granic możliwości, drgała, żyła swoim własnym życiem. Chlapanie, mlaskanie i taplanie wypełniły sobą całe pomieszczenie. Jej cipeczka wyglądała jak słodkie aromatyczne bagienko, w którym nurzały się dwa grube odnóża obcej istoty. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...