niedziela, 25 września 2022

Misja.

31. Własny dom.


Załoga Wiktorii traktowała tę planetę jak własny dom. Mimo iż całkowicie odmienna od ziemi, w niektórych aspektach tak bardzo ją przypominała. 


Próbowała chwytać powietrze, by zapanować nad sobą, lecz było to coraz trudniejsze. Ramiona atakowały ją z coraz większą zaciętością. Nie dawały ani chwili wytchnienia. Jej norka otoczona gęstą sierścią wokół rozciągniętych brzegów podobna była do rozjechanego kota. Obca istota nie miała nad nią litości. 

Chlapanie, chlapanie i jeszcze raz chlapanie... Dziewczyna zwijała się już w konwulsjach rozkoszy. Czuła, że zapada się w sobie. Przed jej oczami pojawiła się już ciemność. 

Długie, grube, wężowate kutasy penetrowały jej cipkę na wszystkie możliwe sposoby. Chciała umrzeć w tej rozkoszy, której nie mogła już dłużej znieść. Nie miała pojęcia, ile to jeszcze będzie trwało. 

Jęczała, wzdychała. Przedstawienie ciągnęło się dalej. Ramiona jakby chciały ją wykończyć, odebrać resztki sił. Nie potrafiła już się opierać, chciała, tylko by to już się skończyło, chciała dostać orgazmu i odetchnąć z ulgą. To było jak tortury. Jej cipka nie należała już do niej. Oddała ją we władanie obcemu przybyszowi. 

W pewnym momencie z jej gardła wydobył się głośniejszy bardziej donośny krzyk. W jej ciasnej, gorącej pizdeczce dwa grube węże, skręcając się ze sobą, toczyły zaciętą walkę. 

Nagle jeden z nich cofnął się, pozostawiając drugiego na samym końcu. Ten zatrzymał się na krótki moment, a na jego wierzchołku pojawiło się niewielkie rozcięcie sygnalizujące, że z tego właśnie miejsca popłynie nasienie. 

Po chwili ten pierwszy wycofał się, by tamten z tyłu mógł zająć jego miejsce. Zamiana była bardzo płynna i wyglądała niczym jakiś dziwny taniec. 

Długie wężowate ogony wypychały się nawzajem. Każdy z nich chciał zająć dogodniejszą pozycję. Raz jeden, raz drugi znajdował się na przedzie. Chciały usadowić się jak najbliżej  macicy. Żyły, się skręcały, a dziewczyna wyła z rozkoszy. 


***


Na powierzchni Centaura 2 lądownik eksploracyjny przebywał już ponad dwie godziny. Czteroosobowa ekipa rozdzieliła się w poszukiwaniu różnorodnych próbek skał, gruntu, oraz tutejszej flory i fauny. 

Centaur 2 był księżycem planety czterokrotnie przewyższającej rozmiarami Jowisza. Wielkie Królestwo Planet Zrzeszonych wysłało w tę część Galaktyki swój statek dlatego, iż  glob ten nadawał się do zamieszkania. W atmosferze, oprócz azotu i dwutlenku węgla, znajdowało się dwadzieścia pięć procent tlenu, więc doskonale nadawała się do oddychania przez ludzi. Poza tym pod powierzchnią znajdowało się mnóstwo minerałów niezbędnych do założenia przyszłej kolonii. 

Centaur 2 był dziwną planetą. Jego powierzchnia skryta była pod grubą warstwą ciężkich chmur, które w minimalnym tylko stopniu przepuszczały światło centralnej gwiazdy. Obłoki te na dodatek promieniowały silną fluorescencją, przez co nigdy nie było tutaj do końca ciemno. Niebo, w mniejszym, lub większym stopniu, jarzyło się błękitną poświatą. Wszystkie skały dookoła także połyskiwały bladoniebieskim światłem. 

To miejsce miało jeszcze jedną niesamowitą cechę. Bez przerwy i w każdym miejscu słychać było jednostajny, monotonny, przypominający pracę silników statku kosmicznego, jakim tutaj przybyli, szum. Prawdopodobnie był to efekt reakcji termojądrowych zachodzących wewnątrz globu. Tego jednak nie byli do końca pewni. Ich zadaniem było zbadanie takich właśnie ewenementów. 

Załoga Wiktorii traktowała tę planetę jak własny dom. Mimo iż całkowicie odmienna od ziemi, w niektórych aspektach tak bardzo ją przypominała. 

Catia była oczarowana. Stała pośrodku szerokiej na dwa kilometry przełęczy i patrzyła na niesione wiatrem, świecące drobinki kurzu. To miejsce miało w sobie dziwną moc. Z jednej strony wzbudzało niepokój, czy nawet coś w rodzaju lęku, z drugiej zaś, w jakiś dziwny sposób, uspokajało. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...