piątek, 30 września 2022

Misja.

36. Doświadczała niebywałej rozkoszy. 


Jej wilgotna, podniecona do granic możliwości cipka doświadczała niebywałej rozkoszy. Dziewczyna płakała już w przepływającej falami ekstazie. Wiedziała, że dłużej takiego stanu rzeczy nie wytrzyma.


-A-ah, aaaah… - miauczała jak mały kociak. 

Biała, elastyczna bluzeczka zawinęła się pod jej piersiami i unosiła je do góry, sprawiając, że wydawały się większe, niż w rzeczywistości. Giętkie macki owinięte wokół jej przedramion, pozostawiały na jej skórze lepki, przezroczysty śluz. Jej ciało było delikatne i drobne. 

-A-aaaah… - jęknęła jeszcze raz. 

Opuściła głowę i przyglądała się małym, zwinnym rozbójnikom, które sprawiały, że jej podniecenie szybowało na krańce galaktyki. 

-Ah… y-y… - westchnęła.

Nie umiała nad sobą zapanować. W tej chwili może już nawet tego nie chciała. Zmrużyła powieki i nieobecnymi oczami patrzyła w ziemię. Drgała. Coraz mocniej pogrążyła się we własnych doznaniach. 

-Yyyyyhhhhhyyyyy… no dobrze… - wyrzuciła z siebie przyciszonym głosem.

Ogonki owinęły się wokół jej antenek i szarpiąc, ciągnęły je do góry. Zamknęła oczy, pozwalając im na wszystko. 

Wyglądała jak małe, laboratoryjne zwierzątko, z którym eksperymentator przeprowadza, niezrozumiałe dla niego, doświadczenia. Koszulka, którą miała na sobie, nie zsunęła się niżej tylko dlatego, że podtrzymywały ją na jej ramionach cienkie paski materiału, a jej ręce rozkrzyżowane były na boki przez obcego. 

-Oooooch… jest mi tak dobrze…  zrób wszystko, co musisz… - powiedziała pełnym przejęcia głosem. 

Wprawiła swoją głowę w delikatne kołysanie. Po chwili to samo stało się z całym jej ciałem. Stopniowo popadała w trans. 

-Yhhhh… hhhhh… - dyszała.

Otworzyła oczy i znów patrzyła przed siebie. Wyglądała tak, jakby za chwilę miała się rozpłakać. Próbowała zapanować nad swoim oddechem. Cienkie ogonki szarpały jej sutki. Stawały się coraz bardziej natarczywe. Substancja, którą wydzielały, sprawiała, że przez całe ciało przepływały pulsacyjne prądy. 

-Ykh… yyyyhhhhyyyyy… - wzdychała.

W tym samym momencie, w ułamku sekundy, gdzieś z tyłu pojawiło się bardzo grube ramię i gwałtownym ruchem wsunęło między jej nogi. Było inne, niż te, które widziała do tej pory. Co prawda jego kolor był identyczny, jak reszty istoty, lecz jego grubość mogła wywołać w niej lęk. Było niewiele cieńsze od jej uda, szpiczasto zakończone i pokryte czymś, co na pierwszy rzut oka wyglądało jak gadzie łuski. Bezceremonialnie rozpychało się w jej kroczu, rozgniatając swoim rozmiarem jej cipeczkę. 

-Iiiiiaaaaa!!! - krzyknęła wystraszona.

Ramię szybko przesuwało się do przodu i już w następnej sekundzie mogła ujrzeć je przed sobą. W dalszej jego części owe łuski zmieniły się w guzowate zgrubienia, pokrywające całą jego powierzchnię. Wyginając się, uniosło jej delikatne ciało do góry. Wyglądała teraz tak, jakby jechała na jakimś dziwnym, bajkowym smoku. 

-Aaaaakhaaaa!!! - jęczała.

Odnoga przesuwała się teraz w jedną i w drugą stronę, pocierając chropowatymi naroślami jej delikatną bułeczkę. Obcej istocie chodziło chyba o to, żeby dziewczyna podnieciła się jeszcze mocniej. 

-Iiiiiiihaaaaaa… - dyszała.

Gałąź stopniowo cofała się do tyłu, a po chwili bezczelnie, mocno i mało delikatnie napierała do przodu. Badaczka obcych planet jęknęła mi to z bólu, ni z rozkoszy. Po chwili liana przesuwała się już w drugą stronę. 

-Yyyhhhh… yyyyyyyyyaaaa!

Do tyłu i do przodu, do tyłu i do przodu… raz szybciej raz wolniej… To było coraz trudniejsze do zniesienia dla Ziemianki.

-Y-y-uuuu… - wyła już w nadciągającym orgazmie. 

Jej wilgotna, podniecona do granic możliwości cipka doświadczała niebywałej rozkoszy. Dziewczyna płakała już w przepływającej falami ekstazie. Wiedziała, że dłużej takiego stanu rzeczy nie wytrzyma. 

Do przodu, do tyłu… do przodu do tyłu… krzyki i jęki podniecenia… Zgrubienia na wierzchniej części gałęzi wypiętrzyły się jeszcze bardziej. 

Z jej gardła wydobywały się już tylko drżące westchnienia. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...