niedziela, 28 maja 2023

Hotelik "Miłość".

16. To już się zaczęło.


Za plecami dziewczyny znajdowała się ściana obita jakimś miękkim, być może pluszowym materiałem w kolorze ciemnego brązu. To właśnie ten materiał sprawiał wrażenie półmroku. To był pokój, a nie dalsza część mojej łazienki, tak jak pospiesznie uznałem na początku. Pokój umieszczony po sąsiedzku a być może w zupełnie innej części budynku. Być może w innej części miasta, a nawet świata. Tego nie mogłem być pewny, skoro wszystko odbywało się przez Internet. Czyżby to było pomieszczenie stworzone do innych zabaw i seksualnych ekscesów? Nabrałem niesamowitej ochoty, aby spotkać ją osobiście i na własnej skórze sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak zgrabna i piękna i jak to piękno prezentuje się w akcji. 

No cóż, tego w tej chwili i nie mogłem mieć. Mogłem tylko na nią patrzeć, podziwiać ją i podniecać się przy jej pomocy. Mogłem, zresztą po raz kolejny, zwalić sobie konia i wszystko wskazywało na to, że już wkrótce do tego dojdzie. 

Nie mogłem już dłużej czekać. Czekanie było nierozsądne i zdawało się być męczące, coraz trudniejsze do zniesienia. Wiedziałem, że to jest ten moment, ten najwłaściwszy moment, aby w jednej chwili pozbyć się całego napięcia, aby jednym strzałem poszybować w kosmos, wprost do chmur i opadać stamtąd bardzo, bardzo powoli. Ująłem moją napęczniałą fujarę w garść i zadrżałem, a przed moimi oczami zrobiło się ciemno. 

"Och kurwa, ale jestem napalony", – pomyślałem. Ścisnąłem. Najpierw delikatnie, z wyczuciem, ale kiedy całym moim ciałem zaczęły szarpać szybkie, niekontrolowane skurcze, swoją dłoń zacisnąłem mocniej i wykonałem pierwszy ruch, najpierw do siebie, ściągając i napinając napletek, a później od siebie. 

To już się zaczęło. Miałem wrażenie, że gdzieś z daleka nadciąga tabun rozpędzonych dzikich koni. Biegły z olbrzymią prędkością w moją stronę i wiedziałem że kiedy tu dotrą, przelecą przeze mnie, rozgniatając mnie jak żabę na środku jezdni. 

Przyspieszyłem nieco, kontrolując uścisk. Czułem, jak moja dłoń raz za razem przejeżdża po grubej napęczniałej żele, oplatając wielki, lśniący łeb, jak wzrasta we mnie potężna fala gorąca, jak ogarnia moją świadomość, odbierając zdolność logicznego myślenia i nie pozwalając się skupić na niczym innym jak tylko na osiągnięciu jak najlepszego, najbardziej satysfakcjonującego finału. 

To stało się zbyt szybko. Nie byłem na to przygotowany. Zarówno na szybkość jak i na siłę, z którą to nastąpiło. Miałem wrażenie, że tracę resztki człowieczeństwa, że staję się dzikim zwierzęciem, które gnane instynktem prokreacji, jest gotowe zaryzykować wszystko, nawet poświęcić własne życie, byleby tylko dostać to, czego chce. Z mojego gardła wydobył się dziwny, nieartykułowany dźwięk. Coś na kształt bulgotu zarzynanego prosiaka. Zachwiałem się i poleciałem do przodu, wciąż trzymając dłoń na swoim kutasie i wciąż wykonując szybkie posuwisto-zwrotne ruchy. 

Nie wiem, ile to trwało. Pewnie około minuty, może trochę dłużej. Stałem oparty łokciami o umywalkę i trząsłem się z rozkoszy. Wciąż zwaliłem sobie konia, a z jego końca do tej pory wyskakiwały pociski białego, gęstego nasienia. Z moich ust płynęła strużka silni, a z oczu, do których stopniowo powracało widzenie, łzy. Myślałem, że dostałem tachikardii, że mam migotanie przedsionków i zaraz zejdę z tego świata, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Nawet gdyby to się miało stać, byłbym szczęśliwy. 

Po jakimś czasie, kiedy już byłem w stanie normalnie rozmawiać, stwierdziłem, szafka, umywalka, a nawet lustro na wysokości do półtora metra ochlapana jest moim dobrodziejstwem. 

-Och kurwa, ja pierdolę, co to było?! - wyrwało się z mojego wyschniętego gardła. 

Kiedy ponownie spojrzałem w lustro, zobaczyłem w nim już tylko swoje własne odbicie. Wiedziałem, że transmisja została przerwana. Zobaczyli to, to chcieli i wyłączyli się. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...