czwartek, 18 maja 2023

Hotelik "Miłość".

6. Musiałem go umyć.


No nie wiem, jak to się stało, ale kiedy dotknąłem mojego narzędzia, które cały czas było bardzo wrażliwe, na najdrobniejsze pieszczoty, ono zaraz podniosło swój łeb i zaczęło rozglądać się z zaciekawieniem. Nie umiałem nad tym zapanować, to działo się samo, absolutnie bez mojej woli, a ja, głupi wcale nie pomagałem. Zresztą przecież musiałem go jakoś umyć, a bez dotykania nie dało się tego zrobić. Był cały w nasieniu i wydzielał ten charakterystyczny zapach. Tak przy okazji nie wiem, czy nie czułem go też i z całej łazienki. 

Dobra nieważne. Musiałem go umyć. Kiedy go dotykałem i namydlałem zapewne zbyt pieszczotliwie i skrupulatnie, całkowicie zesztywniał. Zrobił się gruby i żylasty, a jego łeb przybrał kolor purpurowo-fioletowy. No i oczywiście znów zrobiło mi się  bardzo słodko i przyjemnie. Powiem szczerze, pozwoliłem sobie na chwilę zapomnienia i znowu popłynąłem. 

Tym razem nie było tak gwałtownie i intensywnie, ale równie przyjemnie. Może nawet bardziej zapadło mi w pamięć, bo trwało dłużej. 

-Ooooooch! - westchnąłem głęboko i strzeliłem spermą na to wielkie lustro. 

Zamiast zaraz po tym już przestać, bo przecież spuściłem się już po raz drugi i to powinno mi wystarczyć, przynajmniej na jakiś czas, zacząłem się moim kutasem celowo bawić. Pomyślałem sobie, że przecież i tak stało się to, co się miało stać, a jeden raz w tę czy w tamtą stronę nie zrobi wielkiej różnicy. Na dodatek byłem tak niesamowicie podniecony, że cały się trząsłem. To było głupie, ale ten wstyd, to skrępowanie jeszcze bardziej napędzały moje pożądanie.

Chwyciłem mojego namydlonego kutasa w garść, ścisnąłem go mocno i pewnie i już z całą premedytacją, jak największy grzesznik, zacząłem taktycznie i celowo walić sobie konia. Tak, tak, wiem, to było czyste wariactwo, ale właśnie dlatego to było takie przyjemne. Wiadomo, że zakazany owoc smakuje najlepiej. 

Na efekty mojej pracy nie trzeba było długo czekać. Już po kilkunastu porządnych ruchach całym moim ciałem owładnęło to znane i niesamowicie przyjemne uczucie, a lustro jeszcze raz zostało ochlapane. Tym razem dokładniej, a zapach opanował już totalnie całą łazienkę. 

Myłem chuja i śmiałem się jak głupi. "Co za przygoda, co za niesamowita przygoda", - myślałem, - "Będę miał jeszcze jedno fajne wspomnienie." Chociaż zdawałem sobie sprawę, że tym, co się tu stało, nie będę się chciał chwalić. Nawet kolegom z pracy, chociaż bardzo często opowiadaliśmy sobie sprośne żarty. 

Kiedy umyty i wytarty, ale już bez gaci, bo te nadawały się tylko do prania, co też uczyniłem, wyszedłem z łazienki, okazało się, że po małej lasce nie było ani śladu. 

-Kurwa, zakląłem, po jaki chuj właziłem do tej łazienki?! Ja pierdolę, poszła sobie i trzeba obejść się smakiem. No po prostu zajebiście! A trzeba było kuć żelazo, póki gorące. 

Rozejrzałem się dokładnie. Pokój w stylu tybetańskim był pusty. Oczywiście nie licząc mnie. Drzwi na korytarz były otwarte, a w samym wejściu wciąż stały dwie wielkie walizy. Moje. Na korytarzu kręcili się goście, którzy przyjechali w tym samym czasie co ja i nosili swoje bagaże. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...