wtorek, 25 lipca 2017

Filipinka.


2. Potrzebuję chłopa.

Wsunęła stopy na leżankę. Znalazła się nieco bliżej. Moje nozdrza przeniknął kwiatowy zapach perfum. Zaciągnąłem się całymi płucami, jakby to był narkotyk, bez którego nie mogłem się obejść.
-Wszystko inne przestaje się liczyć…
-Rozumiem, - powiedziałem powoli.
Nie wiem dlaczego, ale właśnie w tym momencie napięcie między nami znacznie wzrosło. Poczułem, że coś mocno zaiskrzyło.
Spojrzała mi w oczy i przeniknęło mnie gorąco. Nie odwracałem wzroku.  Po chwili uśmiechnęła się. Na jej słodkich ustach była odrobina troski i niepokoju. Jakby miała wyrzuty sumienia po czymś, co jeszcze nie zaszło.
-… nawet ja, - ciągnęła.
Pochyliła się do przodu. Prowokowała. Zniżyłem głos.
-Tak?
-Nie jest tak czuły, jak na początku…
-To przykre.
-Żebyś wiedział!
Uklękła. Nie dawała mi spokoju. Była jak pajęczyca snująca wokół mnie swoją sieć. Wiedziałem do czego zmierza, mimo to, starałem się zachować spokój.  
-Seks…
-Tak?
-… stał się machinalny.
-Hm…
-Jak tylko zrobi swoje…
-No…  
-… zasypia.
Podparła się na łokciach. Docierało do mnie, że od samego początku zaplanowała nasze spotkanie. Dokładnie wiedziała, czego chce. Mimo to, z nieudawaną troską, spytałem:
-Musi być ci ciężko?  Popatrzyła na mnie spod opuszczonych powiek.
-Moje potrzeby w ogóle przestały go interesować.
Poprawiłem pozycję. Poczułem, że napęczniały kutas przewędrował do góry i naparł na slipy. Trochę się zmieszałem i mruknąłem.
-Całkowicie cię rozumiem.
Zapadła niezręczna chwila ciszy.
-Muszę to robić sama… - odezwała się w końcu.
Po moich plecach przebiegł gorący dreszcz. Oderwałem pośladki od krzesła. Spociłem się.  
-… kiedy on już śpi…
Uniosła głowę i, jakby wiedziała, spojrzała na mnie.
Jeszcze raz zerknąłem w stronę salonu. Krok po kroku wpadałem w pułapkę jej pożądania.  
-Tak jak teraz? - spytałem.
Położyła się na brzuchu. Zdawało mi się, że stawiam jakiś opór, ale już byłem w jej posiadaniu, słowa i gesty były tylko dopełnieniem.
Po chwili żałowałem, że zadałem to pytanie. Zdawała się tylko na to czekać.
-Właśnie! - szybko podchwyciła temat.
-No to masz problem.
Zmarszczyła brwi.
-Problem?! Przecież ja potrzebuję chłopa!
Jak tonący wyciągnęła ręce w moją stronę.
-Chłopa, mówisz?
Rozejrzałem się tak, jakbym ja sam nie należał do tej grupy.
-Chłopa.
Spojrzała na mnie jakoś tak inaczej.
-Rozumiem.
Udawałem, że to nie o mnie chodzi. Broniłem się, ale chciałem być przez nią pożarty, chciałem, by mnie posiadła.
-Tak? - spytała, jakby chciała się upewnić
-Tak, - potwierdziłem.
Wysunąłem dłonie.
-Wiesz? - odezwała się po chwili przerwy.
-Co? - spytałem cicho.  
Niby przypadkiem zetknęliśmy się palcami. To wszystko działo się samo, odruchowo.
-Ja też mam swoje potrzeby.
Patrzyłem, przełknąłem ślinę i milczałem.
-Potrzebuję…
Nie odrywałem od niej wzroku.
-Tak? - szepnąłem, jakbym obawiał się, że nie skończy.
-… porządnego rżnięcia, - dokończyła wreszcie.
Usiadła na własnych stopach. Czułem, że za chwilę przekroczy granicę, zza której nie będzie już powrotu.
-Moja cipka jest niezaspokojona.  
No tak, jej cipka była niezaspokojona, a mój fiut domagał się natychmiastowego wyjścia.  
-Rozumiem, - odpowiedziałem, przeciągając każdą głoskę.
Jeszcze mogłem to zatrzymać, ale nie chciałem. Nagle znieruchomiała.
Otworzyłem usta.
-Czy mogę pomóc? - spytałem.
To było niefortunne.
Jej oczy zapłonęły.
-Możesz!
Wciąż udawałem, że nie wiem o co jej chodzi.
-Tak?
Skręciła tułów tak, by móc cały czas na mnie patrzeć.
-Jeszcze jak!
-Niemożliwe.
Lily Thai

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...