poniedziałek, 27 listopada 2017

W PGR-erze.

53. U niej w pokoju.

W końcu stało się to, co musiało się stać. Ta zwykła, przeciętna dziewczyna zauroczyła mnie do tego stopnia, że tego wieczora, jak i przez następnych kilka dni nie potrafiłem myśleć o niczym innym. Była bezpruderyjna, otwarta i gotowa do nowych doświadczeń. Trudno powiedzieć, czy to, co się stało, było przez nią zaplanowane od początku do końca. Nie wiem. Na pewno w jakiejś części.
Czasami, jeszcze w hotelu, kiedy siedziałem u niej w pokoju, wydawało mi się, że patrzy na mnie jakoś inaczej, nigdy jednak nie zwróciłem na to większej uwagi. Chociaż, powiem szczerze, wszystko, co ze mną wyprawiała, bardzo mi się podobało. Tak czy inaczej, stałem się jej przypadkową ofiarą. Hm… raczej należałoby w tym miejscu powiedzieć, że obydwoje wpadliśmy we własne sidła. Przyznam się szczerze, że dość szybko ulegli śmy własnemu urokowi.
Oczywiście, pasowałoby wziąć namiar na to, że byliśmy jeszcze wtedy stosunkowo młodzi. Hormony w naszych ciałach budowały myśleliśmy zupełnie inaczej. Inaczej kalkulowaliśmy ryzyko. Bardzo często liczyła się tylko chwila i emocje z nią związane. Co tu dużo mówić, w ten sposób  za zachowywał wszyscy moi rówieśnicy. Zarówno płeć męska jak i ta słaba. Jadzia wcale nie była wyjątkiem. Prawdopodobnie dlatego tak łatwo daliśmy się wciągnąć w wir namiętności i pożądania.
Tego wieczoru, po przyjeździe do ośrodka, bardzo ciężko było mi się z nią rozstać. Trzymałem i się blisko, jak mały dzieciak matczynej sukienki. Raz podałem jej kanapkę, kiedy indziej znów pomogłem nieść niewielkie zakupy. Koniec końców, do autobusu szliśmy objęci ramionami, jak para zakochanych. Musiało wyglądać to dość jednoznacznie. Pozostali wycieczkowicze patrzyli na nas z tyłu i plotkowali.
Kiedy wysiadłem z autokaru, miałem wrażenie, że cały świat należy do mnie. Wszystko niby było takie samo, a jednak wyglądało inaczej. Barwy ulicznych świateł były jaśniejsze, muzyka z radia weselsza, gwiazdy świeciły inaczej i te wielkie, stare drzewa w parku wyglądały także inaczej, szumiały inaczej.
Kiedy znaleźliśmy się w ośrodku, oczywiście nie poszedłem do siebie. Nie wyobrażałem sobie, że tą noc mógłbym spędzić samotnie. Cóż ja mógłbym robić sam w swoim pokoju? To nie miało sensu. Nawet nie wiem jak, znalazłem się u niej.
W pewnym momencie, po prostu, leżałem obok niej na tapczanie i czule tuliłem ją do siebie. Chciałem jej dotykać, czuć jej zapach i ciepło. Miałem wrażenie, że znamy się od zawsze. Była tak blisko i wydawało mi się, że należy już do mnie.
Wciąż miała na sobie tą zwiewną, letnią sukienkę. Pragnąłem bawić się z nią tak, jak podpowiadała mi moja wyobraźnia. Czubkami palców dotykałem cienkiego materiału wiedząc, że pod spodem jest już tylko ona: kompletnie naga, bezbronna i pełna pożądania. Szykowało się kolejne, gorące zbliżenie.
-Jesteś wariatka, - szepnąłem, zagryzając jej ucho i myśląc o tym, co stało się w teatrze.
W pamięci wciąż miałem żywy obraz tego, jak kochaliśmy się w tej męskiej łazience na sedesie. W mojej głowie wciąż krążył obraz tego, jak używając tylko własnej dłoni, doprowadziła mnie na samym skraj rozkoszy. Zresztą, doskonale pamiętam to do dziś. Takich rzeczy się nie zapomina. Endorfiny w moim organizmie sprawiały, że czułem się jak w obłokach. Efekt ich działania pozostał we mnie jeszcze bardzo długo.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...