sobota, 25 listopada 2017

W PGR-erze.

51. Drzwi męskiej łazienki.

Nawet gdyby tego nie powiedziała, wiedziałbym, o co chodzi. Boże, jakież wtedy było napięcie! Niby wszystko robiliśmy spokojnie, nie wzbudzając niczyjego zainteresowania, ale wewnątrz kipiała w nas płynna lawa.
Trzymając się za ręce i pochylając głowy, wyszliśmy z wielkiej auli. Bez wahania, bez najmniejszego zastanowienia się, pierwsze kroki skierowaliśmy w stronę drzwi męskiej łazienki. Portier spojrzał na nas dziwnie podejrzliwym wzrokiem, ale nie zareagował. Na szczęście, był środek spektaklu i nikogo nie było w tym przybytku.
Kiedy tylko znaleźliśmy się za drzwiami, kiedy tylko usłyszeliśmy trzask zamka nastąpiła burza. Tutaj, w tym niecodziennym miejscu, rozegrał się nasz prywatny, osobisty spektakl, akt rozpisany na dwoje aktorów, dramat z zaskakującymi zwrotami akcji.
Hania, ciężko dysząc, gwałtownie rzuciła się na mnie, rozcinając pasek moich spodni i, jednym ruchem, ściągając je do samej ziemi. Stałem z gołym fiutem, sterczącymi do góry, jak rakieta i, opętanym wzrokiem, patrzyłem w jej oczy.
Wepchnęła mnie do jednej z kabin tak mocno, że myślałem, iż się przewrócę. Z trzaskiem opuściła deskę i zmusiła mnie, bym na niej usiadł. Nie dała mi najmniejszej chwili na zastanowienie.
Stojąc na wprost mnie, uniosła krótką sukienkę wysoko do góry i wtedy zobaczyłem nie tylko jej, wilgotną, napęczniałą muszelkę, ale także i pępek. Szarpałbym się z podniecenia, w duchu błagając, by wreszcie to się już stało. Szeroko i bezwstydnie rozsunęła swoje nogi, objęła moje uda swoimi kolanami i zaczęła opadać na mojego, spragnionego kutasa. Sama chwyciła go w swoją dłoń i nakierowała w gorącą cipeczkę.
-Och Boże Hania... Boże... och, tak, tak… - dyszałem, próbując opanować emocje.
Kiedy moja, sina z podniecenia, głowica dotknęła jej wilgotnych, gorących płatków, zaciągnąłem się głęboko powietrzem i zamknąłem oczy. Moja partnerka metodycznie, samym czubkiem fiuta rozwarła swą muszelkę i włożyła go do środka.
Zamarłam. Zastygłem w bezruchu. W ciszy toalety słyszałem bicie własnego serca. Bardzo powoli zaczęła opadać. Centymetr po centymetrze, aż dojechała do samego końca. Jednak, nie szybkość się tutaj liczyła, a siła z jaką go obejmowała.
Czas stanął. Siedziała na mnie. Siedziała na moich kolanach całym ciężarem. Jej słodka pizdeczka szarpała się w coraz bardziej intensywnych skurczach, doprowadzając mnie na skraj, trudnej do opisania, przepaści.
Siedziała na moich kolanach, pośladkami rozgniatając moje jądra. Położyła dłonie na moich ramionach i wyglądała jak prawdziwa Amazonka.
Patrzyła na mnie, a w jej oczach widziałem płomienie. Były dzikie, nieokiełznane, niezaspokojone, jakby chciały powiedzieć: “teraz zabiorę cię na drugi kraniec wszechświata”.
Byłem najszczęśliwszym człowiekiem w tym kawałku Galaktyki. W tej jednej chwili, kiedy patrzyłem jej w oczy, kiedy mój fiut siedział w jej ciasnej, gorącej, wilgotnej norce, nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Miałem wszystko czego mogłem pragnąć, czego mogłem chcieć. Miałem ją.
Uniosła się i zatrzymała. Opadła gwałtownie i znów się uniosła. Pochyliła swoją głowę w nad moją twarzą. Nie spuszczała ze mnie wzroku. Zupełnie tak, jakby chciała kontrolować wszystko to, co się ze mną w tej chwili dzieje.
Znów się uniosła i znów opadła. Między kolejnymi posunięciami robiła króciutkie przerwy. Jej cipka zaciskała się tak mocno, że byłem na granicy utraty przytomności. Wiedziała, że jeśli będzie robiła to zbyt gwałtownie, przedwcześnie skończę i ona sama będzie miała problem z dojściem do finału. Dozowała napięcie, zarówno moje, jak i swoje.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...