niedziela, 28 stycznia 2018

Wampir.


37. Witamy w naszym zoo.

-Skąd o tym wszystkim wiesz? - spytałem wprost.
-A jak myślisz? - rzuciła.
-Nie mam pojęcia. Pracujesz w wywiadzie? - próbowałem się domyślać.
-Bingo! - zawołała, klaszcząc w dłonie.
-Poważnie?! - zdziwiłem się.
-Pracowałam do momentu  kiedy… no wiesz. Byłam bardzo blisko… widziałam laboratoria… - zaczęła tłumaczyć.
W pewnym momencie zobaczyłem kątem oka, że po podłodze toczy się jakiś okrągły przedmiot. Nim zdążyłem sobie uświadomić, co to może być, oślepił mnie przeraźliwie jasny błysk. Ułamek sekundy później rozległ się, zrywający bębenki w uszach, huk. Moje ciało zostało zdmuchnięte z podłogi niczym kawałek papieru i rzucone o przeciwległą ścianę.
Jak w zwolnionym tempie widziałem wbiegających do mieszkania żołnierzy. Wszyscy byli w hełmach z noktowizorami na oczach. Mieli na sobie kamizelki kuloodporne, a w dłoniach trzymali karabiny maszynowe. Gestami coś sobie pokazywali. Szybko zajmowali pozycje.
Jeden z nich podszedł do mnie, wyjął coś, co przypominało strzykawkę. Poczułem ukłucie i straciłem przytomność.
Ocknąłem się w stalowej, błyszczącej klatce, w takiej samej, w jakiej trzyma się zwierzęta laboratoryjne. Obok mnie stała miska z jedzeniem i kubek z jakimś płynem.
Byłem kompletnie nagi. Z trudem podniosłem się z podłogi. Bolała mnie głowa i wszystkie mięśnie.
Ostrożnie się rozejrzałem. W pomieszczeniu było więcej takich klatek, jak moja. W każdej z nich ktoś się znajdował. Byli to przeważnie młodzi, przystojni mężczyźni i atrakcyjne kobiety. Większość nie zdawała sobie sprawy, co się z nimi dzieje. Najprawdopodobniej dostali jakieś środki odurzające.
Na końcu pomieszczenia, które nie miało okien i oświetlone było sztucznym światłem, stało biurko, z monitorem. Odwrócony tyłem do mnie, na obrotowym krześle siedział mężczyzna w białym fartuchu. Przerzucał sterty dokumentów i co chwilę sprawdzał coś w komputerze.
-Halo, gdzie ja jestem?! - zawołałem, próbując utrzymać się na nogach.
Facet odwrócił się niespiesznie, spojrzał na mnie zniechęconym wzrokiem i odezwał się po angielsku:
-Obudziłeś się małpiszonie? Witamy w naszym zoo. Postaramy się zapewnić ci wszystko, czego potrzebujesz. Na początek proponuję zjeść obiad, bo zasłabniesz, a tego byśmy chcieli, raczej, uniknąć.
Nawet nie zastanawiałem się, dlaczego tak doskonale rozumiem ten język. Ogarniało mnie coraz większe przerażenie. Czułem, że jeśli nie wyjdę z tego miejsca, za chwilę stanie się coś bardzo złego. Byłem gotowy rzucić się na tego gościa i zabić go jednym ruchem dłoni. Byłem przekonany, że jestem w stanie to zrobić, oczywiście gdybym tylko miał go w swoim zasięgu.
-Natychmiast otwórz klatkę! - warknąłem wściekle przez zęby.
Spojrzał na mnie obojętnie.
-Uspokój się, bo stresujesz innych, - powiedział do mnie.
-Natychmiast mnie wypuść! Nie zdajesz sobie sprawy, z kim masz do czynienia! - krzyknąłem jeszcze głośniej.
W tym momencie zareagował w nieco bardziej konkretny sposób. Wstał i podszedł do mojej klatki.
-Żebyś wiedział, dokładnie wiem kim, a raczej czym, jesteś, - wycedził.
Zupełnie nie przejmował się tym, że mogę mu zrobić jakąkolwiek krzywdę. Miałem na to bardzo wielką ochotę. Nienawiść do niego i do całego świata rozsadzała mnie od środka. Gdyby tylko chodź na chwilę znalazł się w zasięgu moich dłoni, bez wahania skręcił bym mu kark.
Niestety, byłem jak pies na łańcuchu, a on dokładnie wiedział, w którym miejscu ów łańcuch się kończy. Wyjął z kieszeni coś, co przypominało niewielkiego pilota od telewizora.
-Gdyby jeszcze nikt ci tego nie wyjaśnił, to posłuchaj. Jesteś nikim, rozumiesz?! - powiedział, dokładnie ważąc każde słowo.
Podszedł na tyle blisko, by wzbudzić we mnie jeszcze większą agresję, jednak na tyle daleko, bym nie mógł go dosięgnąć. Warczałem, machając w powietrzu ramionami. W moich ustach pojawiła się piana.
-Wypuść mnie, skurwysynu, bo łeb ci upierdolę! - wrzucałem z siebie, coraz bardziej złowrogie groźby.
Machnął przed moimi oczami czarnym urządzeniem.
-Wiesz, co to jest? - zapytał.
-Nie wiem, kurwa, i nie chcę wiedzieć! W tej chwili otwórz klatkę! - warczałem.
Uśmiechnął się szyderczo.
-Jak chcesz. Na twoim miejscu wykazał bym trochę więcej zainteresowania, - stwierdził spokojnie.
Jeszcze bardziej wyprowadziło mnie to z równowagi.
-Do jasnej cholery, wypuść mnie!!! Co wy sobie myślicie… że jestem jakimś zwierzęciem, na którym można przeprowadzać eksperymenty?! - krzyknąłem na całe gardło.
Zaczął się śmiać tak, jakby to, co powiedziałem, było niezłym żartem. Kiedy się uspokoił, zaczął ponownie:
-No proszę, jesteś bardziej inteligentny, niż myślałem. W takim razie, może jednak do ciebie dotrze to, co mam do powiedzenia.
Patrzyłem, gotów zabić go samym tylko wzrokiem.
-Należysz do US army, pojmujesz? Jesteś wynikiem eksperymentu. To, czy będziesz dla nas przydatny, zależy od twojego zachowania i chęci współpracy. W tej chwili jesteś tylko i wyłącznie królikiem doświadczalnym. Nie masz żadnych praw. Oficjalnie nie żyjesz. Jeśli chcesz, mogę pokazać ci wiadomości z twojego kraju. No to jak, będziesz grzeczny? - wyrecytował, w zupełnie naturalny, sposób.
Opuściłem głowę i schowałem ręce. Dotarło do mnie, że stawianie nadmiernego oporu w tej sytuacji nie ma sensu. Na plus liczyło się to, że jeszcze żyłem. Musiałem zacząć myśleć racjonalnie, aby wybrnąć z tej sytuacji.
-OK, pojmuję, - powiedziałem, zrezygnowałem głosem.
Udając, że całkowicie się poddałem, zacząłem kombinować. Mój umysł pracował na najwyższych obrotach.
-Czy mogę skorzystać z łazienki? - spytałem w nadziei, że facet da się na to nabrać.
Spojrzał na mnie bez emocji.
-Łazienka będzie ci się należała w momencie, kiedy wykażesz się chęcią współpracy. Teraz masz załatwiać swoje potrzeby do wiadra. Odwróć się! Widzisz je? - powiedział zimnym głosem.
Teraz zrozumiałem, że wdepnąłem w większe gówno, niż mi się na początku wydawało.
Odwróciłem się. W rogu klatki stało ocynkowane wiadro z pokrywą.

nasty young teenager with small titties and taut young body has a very horny juicy pussy that loves when he fucks fat and big cock ... she so enjoys in this nasty sex

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...