piątek, 26 stycznia 2018

Wampir.


35. Chęć ucieczki.

Pierwszym odruchem była chęć ucieczki. Wziąć nogi za pas i zwiewać jak najszybciej i jak najdalej. W chwilę później przyszło opamiętanie. Gdzie i w jaki sposób?
Właśnie rozpoczynał się kolejny upalny dzień. Nawet, mając takie ubranie, jak teraz, w palącym słońcu, nie udałoby mi się ujść zbyt daleko.
Wstałem i zacząłem przemierzać salon od jednego końca do drugiego, nerwowo szukając jakiegoś rozwiązania. Właścicielka tego mieszkania dokładnie wiedziała, kim byłem. Świadczyły o tym dobrze zabezpieczone okna, wypchana po brzegi lodówka i nowe ubrania. Zdałem sobie sprawę, że, w tej sytuacji, najgorszym doradcą jest strach.
W mojej głowie pojawiały się różne myśli. Ile mogli wiedzieć? Niewiele. Jedynym świadkiem, który przeżył spotkanie ze mną, była Barbara. Wszystkie okoliczności wskazywały na to, że to właśnie ona zapewniła mi schronienie na ten trudny czas. Należało więc zaufać i siedzieć cicho, przynajmniej do zmroku.
Powiedzieć, to znaczy jedno, a zrealizować, to już zupełnie coś innego. Zacząłem przeskakiwać po kanałach, szukając kolejnej wiadomości na swój temat. Szybko jednak dotarło do mnie, że to nie ma sensu. Zdenerwowałem się jeszcze bardziej.
Po jakimś czasie postanowiłem położyć się i przeczekać ten dzień w łóżku. O ile udałoby mi się zasnąć, miałbym ułatwione zadanie.
Rozebrałem się i zanurzyłem w pościeli. Kiedy, leżałem pod kołdrą i zamknąłem oczy, zdawało mi się, że słyszę głosy ludzi, mieszkających w całym budynku. W pierwszym momencie pomyślałem, że coś złego dzieje się z moją psychiką. Niemniej, kiedy uważnie zacząłem się wsłuchiwać w dochodzące dźwięki, rozpoznawałem całe zdania, a później wątki poszczególnych osób. To było nieprawdopodobne, ale jednak działo się naprawdę.
“... jak idziesz do sklepu, to kup ziemniaki…
... Kazik, Przestań żłopać to piwo i podnieść się z tego łóżka, cholera jasna, słyszysz co do ciebie mówię!
… kochanie, może w niedzielę wybierzemy się do kina?”
Nie mogłem w to uwierzyć. Czułem się tak, jakbym do głowy miał podłączony zestaw głośnomówiący z podsłuchami w całym bloku.
Większość rozmów dotyczyła życia prywatnego innych osób, jednak zdarzały się takie, które bezpośrednio były związane z moją osobą, lub tym, co zrobiłem.
“... Myślisz, że go złapią?
A skąd! Widziałaś, żeby policja, kiedykolwiek w takich przypadkach, była skuteczna?
Tak bardzo się boję. Jak mam teraz normalnie funkcjonować? Czy mówili, jak on zabija?
Dokładnie to nie. Wspominali coś, że podczas stosunku zatrzymuje akcję serca.
Jak to? Nie dusi?
No nie. Po mojemu to jest tak, że umierasz podczas przeżywania orgazmu.”
Boże kochany!
Co tak panikujesz, kobieto?! Jak na mój gust, to całkiem przyjemna śmierć.
Daj spokój! Jak możesz tak żartować?”
W tym momencie usłyszałem głośny, ironiczny śmiech.
Zrozumiałem, że moje zmysły uległy znacznemu wyostrzeniu. W końcu, wsłuchując się w rozmowy dobiegające z różnych pięter, zapadłem w płytki, ale dający nieco wytchnienia, sen.
Obudził mnie dźwięk przekręcanego klucza w drzwiach. Niemal poderwałem się na równe nogi.
-Spokojnie to tylko ja, - usłyszałem cichy głos od progu.
Przez chwilę walczyłem jeszcze z panicznym odruchem ucieczki, jednocześnie próbując uspokoić rozdygotane serce.
Weszła do kuchni, dźwigając kolejne torby z zakupami.
-To się narobiło, co? - powiedziała tak, jakby to było jeszcze jedno utrudnienie życia codziennego.
Nie byłem pewny, jak mam zareagować.
-Wiedziałaś od początku, prawda? - spytałem ostrożnie.
W milczeniu pokiwała głową.
-Co teraz?
Milczała.
-Wydasz mnie?
Uśmiechnęła się.
-Żartujesz?! - odpowiedziała spokojnie.
Moje zdziwienie, z każdą chwilą, rosło coraz bardziej.
-Nie rozumiem, - odezwałem się cicho.
-Ja sama mam wielokrotnie więcej dusz na swoim sumieniu? - stwierdziła.
Spojrzałem na nią kompletnie zaskoczony.
-Co?! - wyrzuciłem, nie mogąc zamknąć ust.
-To co słyszałeś. Myślałeś, że jestem zwykłą kobietą?
Gapiłem się na nią, jak wół na malowane wrota, próbując pozbierać swoje myśli do kupy.
-Zaraz, zaraz… coś mi się tutaj nie zgadza. Po ostatnim zbliżeniu, któreś z nas powinno już nie żyć.
Popatrzyła na mnie uważnie.
-W tym miejscu masz rację. Ja też tego nie rozumiem. Normalnie, kiedy wampir spłukuje z wampirem, jeden z nich ginie, a drugi przejmuje całą jego energię. W naszym przypadku tak się nie stało.
-Więc, co to było?
Bezradnie rozłożyła ręce.
-Nie mam pojęcia. Najprawdopodobniej nastąpił jakiś sposób wymiany.

Nasty cartoon chics get pounded by wild sex hungry monsters

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...