wtorek, 23 października 2018

Eldorado rozkoszy.

3. Białe majteczki.

Stała przede mną, tylko trochę ustępując mi wzrostem. Była taka szczupła, taka delikatna. Tak bardzo chciałem jej dotykać, pieścić.
Położyłem swoje dłonie na jej ramionach, a ona na moich. Wyglądało to tak, jakbyśmy mieli rozpocząć taniec. Ledwie jednak zdążyliśmy się dotknąć, a już nasze usta spotkały się w przelotnym, delikatnym i gorącym jednocześnie, pocałunku. Później był drugi i trzeci. Szybko, spontanicznie i bez zastanowienia. Zupełnie tak, jakby miał się zaraz skończyć nasz czas.
W następnej sekundzie już leżeliśmy na łóżku. Chwyciłem ją w pół i delikatnie położyłem. Mimo, że na dworze było dość chłodno, nie miała na sobie zbyt dużo garderoby. Tego dnia założyła ciemną, bodajże granatową, mini spódniczkę i obcisłą bluzeczkę w kwiaty na cienkich ramiączkach.
Rozebrałem ją. Nie stanowiło dla mnie żadnego problemu, aby w ciągu kilkunastu sekund pozbawić ją wierzchniego odzienia. Zresztą, ona w żaden sposób się nie opierała. Była tak samo mocno podniecona jak ja i tak samo tego chciała.
Po kilkunastu sekundach, leżała na wznak w samej bieliźnie z ramionami swobodnie wyrzuconymi poza głowę. Usadowiłem się na klęczkach między jej szeroko rozsuniętymi kolanami. Pochyliłem się i zacząłem namiętnie całować jej brzuch.
To działo się tak szybko, że trudno było mi rejestrować następujące po sobie zdarzenia. Zachowywała się, jak napięta struna pod dotykiem palców sprawnego wirtuoza. Prężyła i wyginała całe swoje ciało, dysząc coraz ciężej. Oplotła mnie swoimi łydkami i starała się przycisnąć się do swojej postaci.
To było, jak cudowny sen, nad którym nie ma się żadnej kontroli. Zapamiętałem tylko wyrwane sceny, a nie wszystko po kolei. Następny moment, jaki utkwił mi w pamięci, to ten, kiedy ja stoję, a ona przede mną klęczy. Zupełnie jak na, oglądałem przed chwilą, filmie. Obydwoje byliśmy tak bardzo podnieceni, wszystko działo się tak szybko, że nawet nie wiem  w którym momencie i w jaki, konkretnie, sposób zdjąłem z niej stanik.
Następna rzecz też była dla mnie ogromną zagadką. Stałem przed nią ze spuszczonymi do podłogi spodniami, ze slipami w okolicy kolan, ze sterczącym, sinym z podniecenia fiutem, który siedział już jej gorących ustach i jęczałem z rozkoszy.
Tak, to na pewno musiała być zasługa tego, wypitego wina. Jak inaczej mógłbym mieć takie luki w pamięci? Czy mogłem być aż tak bardzo podniecony?
Ściskałem i masowałem jej piersi, jednocześnie popychając jej głowę w stronę mojego podbrzusza. Jej usta, takie gorące, obejmowały moją głowicę tuż za grubą żyłą. Miałem wrażenie, że czas się zatrzymał, że cały świat należy tylko do nas.
Jej usta przesuwały się do góry i do dołu, do góry i do dołu… płynnie, szybko, raz za razem wyrywając moją świadomość z posad rzeczywistości.
Później znów nastąpiła długa chwila, której nie zarejestrowała moja świadomość. Dziewczyna, znów leżała na łóżku: na wznak, z szeroko rozłożonymi udami. Tymczasem ja, już kompletnie goły, ze sterczącym jak rakieta, kutasem pochylony nad jej wilgotną pizdeczką, klęczałem między nimi. Delikatnie odsunąłem jej białe majteczki, na jeden bok i napawałem się subtelnym zapachem kobiecości.
Zaraz później nastąpiło bliskie spotkanie trzeciego stopnia, zakończone wyraźnym odgłosem mokrego pocałunku. Wyglądało to tak, że chwyciłem płatki jej różyczki w swoje gorące usta, jak spaghetti wciągnąłem do środka i powoli odsunąłem głowę. Wyskoczyły niczym gumki recepturki. Później tą czynność powtórzyłem jeszcze dwa razy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...