czwartek, 25 października 2018

Eldorado rozkoszy.

5. Cudowny seks.

Później to ja leżałem na plecach oparty o ścianę, a ona, pochylona nad moim kroczem, z rozpuszczonymi włosami, co chwilę, muskającymi moje podbrzusze, troskliwie zajmowała się moim spragnionym i, napęczniałym do granic możliwości, penisem.Trzymając go u samej podstawy, zaciskała swoje usta na żołędzi. Przesuwała głowę do góry i do dołu i szybko prowadziła mnie na sam szczyt.
Była bardzo zaangażowana. Pochłaniała mojego penisa po same jaja. Czułem na jego końcu jej migdałki. Nie chciałem pozostawać bierny. Rękoma sięgnąłem do jej tyłeczka. Wbiłem palce między jej uda, w ciasne, wilgotne wnętrze jej pizdeczki. Obracałem nimi we wszystkie strony.
W następnej sekundzie mnie dosiadła. Nie wiedziałem nawet, że można zrobić to tak szybko. Kiedy to robiła, roześmiała się głośno i radośnie. Przyznam się, że prawie nie zmieniłem pozycji. Wciąż siedziałem oparty o ścianę, a ona weszła na mnie i opadła na sterczącą lancę, nadziewając się do samego końca.
Siedziała, zwrócona plecami do mojej twarzy. Wyginała się delikatnie do tyłu, podpierając na moich przedramionach. Robiąc tak, bardzo mocno wypięła swój brzuszek do przodu i, jeszcze mocniej, zacisnęła mięśnie swojej cipeczki.
Patrzyłem na jej pośladki zapięte na moim na przyrodzeniu i drżałem z pożądania. Wiedziała, że jestem bardzo podniecony i że zbyt długo już nie wytrzymam. Może dlatego była taka rozbawiona. Zresztą, obydwoje zachowywaliśmy się jak para przedszkolaków, której udało się spłacać jakiegoś figla.
Tak, przyznaję, to było takie dziecinne, a jednocześnie tak bardzo spontaniczne i naturalne, że trudno to nawet opisać. Wbrew pozorom, nie podjęła szaleńczej gonitwy na moim na ogierze.
Używając tej terminologii, był to raczej łagodny kłus. Płynnie, ale niezbyt szybko, poruszała swoimi biodrami do przodu i do tyłu, przy okazji, robiąc jajecznicę z moich jąder, które utkwiły gdzieś pomiędzy moimi udami.
Do przodu-do tyłu, do przodu-do tyłu… tempo na dwa sprawiało, że przed oczami widziałem już różnobarwne kółeczka, a w uszach narastał jednostajny, przyjemny szum.
Patrzyłem na jej pośladki i wsłuchiwałem się w coraz głębsze i głośniejsze westchnienia. Mój spragniony do granic możliwości kutas, poruszał się w ciasnej cipeczce z coraz większym trudem. Było mi tak dobrze, tak cudownie. Po plecach biegały gorące dreszcze, podbrzuszu i kroczu narastało przyjemne, słodkie mrowienie.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, co to oznacza, ale, w żaden sposób, nie byłem w stanie temu zapobiec. Nie byłem w stanie powstrzymać tego, co za chwilę miało się stać. Nie miałem siły. Nie chciałem. Liczyło się tylko to, że w niej jestem, że jest tak gorąco, mokro i słodko. Było, po prostu, cudownie.
Dopiero po kilkudziesięciu sekundach, przy akompaniamencie jeszcze głośniejszych westchnień, zaczęła poruszać się w górę i w dół. Teraz jej pośladki zataczały łagodną elipsę. Czułem każdy ruch, każdy, powtarzający się cykl. Wystające płatki jej różyczki, ślizgały się po moim trzonie w coraz większej ilości spienionego nektaru.
Rozsunąłem szeroko uda, bo rzeczywiście, bałem się o przedwczesny wytrysk. Cudowny seks to jedno, a niechciana ciąża to drugie. Nie chciałem sprawdzić ani jej ani sobie żadnych kłopotów.
Doznania były bardzo intensywne nie tylko dla mnie, ale również i dla niej. W pewnym momencie, po prostu, nie wytrzymała i, wyrzucając ze swojego gardła głośne stęknięcie, opadła do przodu, podpierając się na ramionach między moimi łydkami.  Znów się roześmiała, bo wychodziło na to, że i ona nie potrafi zapanować nad swoim ciałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...