poniedziałek, 29 października 2018

Eldorado rozkoszy.,

9. Z pełnymi ustami.

Potrzebowaliśmy odrobiny odpoczynku. W tym celu postanowiliśmy ułożyć się ponownie na boku. Bez słowa podpowiedzi, podwinęła kolana pod brodę wypinając swoją słodką dupeczkę w moją stronę.
Ostrożnie ułożyłem się za nią, rozgarniając jej pośladki. Uniosła lewą nogę i zarzuciła na moje biodro. Miałem teraz do niej swobodny dostęp.
Chwyciłem swoją fujarę i przyłożyłem gdzie trzeba. Jej ciasna, niesamowita dupeczka znów przyjęła mnie ze słodkim odgłosem wilgotnego pocałunku.
Jak tylko wszedłem od razu postanowiłem galopować. Zamiast dać sobie chwilę wytchnienia, chciałem sprawdzić swoje możliwości witalne. Wydawało mi się, że jestem herosem seksu.
Od razu zaczęła stękać głośno i z przejęciem. Wywoływało to u mnie furię jeszcze bardziej gwałtownych ruchów.
Klap, klap, klap, klap, klap, klap… - rozległa się seria szybkich uderzeń.
-Oh, oh, oh!!! - odpowiedziała głośnymi westchnieniami.
Po mniej więcej trzydziestu sekundach miałem dosyć. Nie byłem w stanie wytrzymać takiego tempa. Nie chodziło tylko o samo podniecenie. Najnormalniej w świecie okazało się, że moja kondycja fizyczna pozostawia wiele do życzenia. W tym momencie uświadomiłem sobie to bardzo dokładnie. Dostałem zadyszki.
Zwolniłem. Chyba tak to już musiało być. No cóż, nic się nie stało. To przecież nie był koniec tego gorącego seksu. Byłem jednak bardzo ambitny i… jak się później okazało, niesamowicie zawzięty.
Ledwie tylko chwyciłem oddech, a moje tętno spadło poniżej stu, znów zacząłem gwałtownie rwać do przodu. Byłem szalony. Cieszyłem się tym seksem całym swoim istnieniem. Chciałem wziąć tyle ile się da. Trzeba zaznaczyć, że partnerka była idealna.
Jak to było do przewidzenia, znów zabrakło mi sił. Tym razem jednak całkowicie zmieniliśmy taktykę. Znów siedziałem oparty plecami o ścianę, a ona, pochylona nad moim przyrodzeniem, trzymała je w szeroko otwartych ustach. Poruszała swoją głową do góry i do dołu, do góry i do dołu, raz po raz pochłaniając go po same gardło. Głębokie wejścia były jak dotyk anioła. Odprężały, a jednocześnie sprawiały niesamowitą rozkosz.
Przyznam się szczerze, że znosiłem to z najwyższym trudem. Po wcześniejszych przejściach i dynamicznej akcji byłem już u kresu swoich sił. Po moim czole, szyi i ramionach obfitymi strumieniami płynął pot. Mój oddech był szybki i nierówny, serce waliło jak oszalałe. Czułem się jakbym przebiegł cały maraton. Na dodatek teraz, to słodkie uczucie ssania i ciągnięcia jej i gorącej buzi wcale nie ułatwiało zadania. Musiałem mocno zaciskać szczęki, prężyć całe swoje ciało, aby wytrzymać jeszcze kolejne pięć sekund.
To było szalone. Trudno mi wyjaśnić w racjonalny sposób wszystko, co robiłem. Już po kilkunastu sekundach, jedną dłonią chwyciłem za swojego grubego drąga, ścisnąłem u podstawy tak, żeby zabezpieczyć go przed wytryskiem, a drugą złapałem ją za szyję i, gwałtownymi ruchami, dociskałem do swojego przyrodzenia. Znów wchodziłem w nią po samo gardło.
Dobrze. W końcu stwierdziłem, że intensywnych doznań mam już dosyć. Puściłem jej głowę, dochodząc do wniosku, że sama może zająć się moim kutasem.
Tymczasem ja, postanowiłem dać jej coś więcej od siebie. Włożyłem palce do ust, nabrałem trochę śliny i skierowałem je między jej pośladki. Majstrowałem tam, próbując trafić w jej dupeczkę.
Z pełnymi ustami wzdychała i postękiwała, jednocześnie starając się szczerzej ustawić kolana, tak, abym miał lepszy do niej dostęp swoimi dłońmi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...