środa, 31 października 2018

Eldorado rozkoszy.

11. Intensywny zapach seksu.

Dziewczyna wyglądała przecudnie. Młodziutka, drobna, delikatna, leżąca na wznak z zadartymi za głowę nogami, wystawiała w moją stronę swoją soczystą brzoskwinkę. Taką gorącą i tylko do mojej dyspozycji. Tylko brać i pieprzyć co sił w kutasie. Istne Eldorado rozkoszy.
Pochyliłem się nad nią, a ona zarzuciła łydki na moje ramiona. Wszedłem głęboko i z najwyższą rozkoszą podjąłem szybką, zdecydowaną akcję. Cudowna, seksowna kochanka poddawała się moim ruchom z najwyższym oddaniem.
Kiedy ją posuwałem, trzęsło się łóżko, a ona tylko ciężko dyszała. Nie była w stanie wydobyć z siebie żadnego innego dźwięku. Cudownie było tak trwać w gorącym uścisku naszych ciał.
Nie miałem dla siebie litości. Mimo krańcowego wyczerpania, pracowałem co sił w kończynach. Wiedziałem, że po wszystkim, długo nie będę mógł dojść do siebie, ale to nie miało większego znaczenia. Liczyło się tylko to, co jest teraz, liczyła się chwila, która trwała. Wydawało się, że trwać ma wiecznie.
W następnej minucie stało się coś, co znów komplecie mnie zaskoczyło. Kiedy w pewnym momencie, nieopatrznie, z niej wyszedłem, nie dała mi wrócić w to samo miejsce.
Ujęła moją grubą lancę i skierowała centymetr niżej. Dokładnie wiedziałem, co mnie tam czeka i bałem się, że nie podołam temu doświadczeniu. Sama wepchnęła mojego węża w swoją niesamowitą dupcię. Zobaczyłem tylko wirujące kółka przed oczami.
Przejmujące uczucie rozkoszy za wszelką cenę chciało zmieść moją świadomość z powierzchni ziemi. Walczyłem jak mogłem o zachowanie przytomności.
Nie powiem, po dopasowaniu pozycji, udało mi się podjąć, jako-tako, akcję moimi biodrami. Jednak, nie był to szczyt perfekcyjności. Byłem zadowolony, że w ogóle tam jestem i, że w ogóle się w niej poruszam.
W tej ostatniej fazie byliśmy jak zwierzęta zdani na pastwę swoich instynktów. Jej kolana dotykały pościeli obok jej piersi.
Zwinięta była w kłębek z cipeczką wystawioną dokładnie do góry. Stałem nad nią w szerokim rozkroku z kutasem skierowanym pionowo do dołu i robiąc półprzysiady atakowałem całym swoim ciężarem jej anal.
Nie powiem, wchodziłem gładko ale odbywało się to kosztem mojego zdrowia. Ledwo żyłem.
Raz, raz, raz, raz… - poruszały się moje biodra.
-A-aaah, aaaahhh, aaaahhh… - dyszała ciężko.
-Oh, ooooooooh! - jęczałem wiedząc, że to już koniec.
Znów nasze zamiary nas przerosły. Fizycznie nie daliśmy rady pociągnąć tego dalej. Znów musieliśmy nieco zmienić pozycję.
Przekręciła się trochę na bok, a ja poruszałem się w niej jak poprzednio. Może nieco wolniej, ale za to głębiej i bardziej dokładnie. Leżała na boku z nogami złożonymi obok siebie. W jej dupci znów było przeraźliwie ciasno.
Po chwilowym, nieco sennym truchcie, jeszcze raz przeszliśmy do finiszowego sprintu. Jęcząc i dysząc atakowałem jej dupkę z całą zaciętością. Teraz mogłem przestać przejmować się wytryskiem. Tam śmiało mogłem zostawić swoje skarby.
I znów, tym razem na sam koniec, spotkała mnie miła niespodzianka. W ostatnim momencie dziewczyna wiedząc, że to już wszystko, co mogę z siebie dać, błyskawicznie się z pode mnie wysunęła i uklękła, otwierając szeroko usta. Nie planowaliśmy tego. To działo się samo. To było spontaniczne dzikie szaleństwo.
Prawie wyjąc z podniecenia, ściskałem swoją gruchę w dwóch miejscach. Bałem się, że za moment upadnę. W tym czasie lizała moje jądra, pozbawiając mnie resztek godności.  
Później było to, na co czekałem od samego początku. Klęczała, uśmiechała się i patrzyła na mnie. Trzepałem kapucyna na granicy utraty przytomności. Jęcząc i wyjąc z rozkoszy, ledwie trzymałem się na nogach.
Sperma popłynęła swobodnym, obfitym strumieniem, w ciągu paru chwil ochlapując jej twarz i piersi. Intensywny zapach seksu i rozkoszy rozszedł się po całym pomieszczeniu. Laska cieszyła się jak dziecko, które dostało cukierka, a ja myślałem, że za chwilę skonam.

KONIEC

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...