niedziela, 7 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

90. Napalona, albo doświadczona.

Przez krótką chwilę łeb mojego fiuta ocierał się o jej wilgotną cipeczkę. Chciałem zaznaczyć, że dosłownie kilka sekund wcześniej zrzuciła z siebie resztę ubrania. Byłem naprawdę porządnie zaskoczony, bo ja sam nie zdążyłem jeszcze pozbyć się swoich spodni. Znajdowały się gdzieś w okolicy kolan.
Patrzyliśmy teraz na siebie. To była taka krótka chwila przerwy przed ostatecznym, doskonałym i mocnym zbliżeniem. Patrzyliśmy na siebie z pożądaniem z pragnieniem, mimo, że tak mało się znaliśmy.
Podejrzewam, że we wszystkich innych sprawach, w żaden sposób, nie bylibyśmy w ogóle w stanie się dogadać. Jednak seks, przynajmniej w tym przypadku, był całkowitym wyjątkiem. Patrzyłem na nią i miałem tą świadomość, że za chwilę mój chuj wejdzie gładko i powoli w jej ciasną i wilgotną pizdeczkę.
Czułem jej gorące, spocone ciało na swojej klatce piersiowej. Jej cycki mocno rozgniatały się o moją skórę. Było coraz bardziej, coraz bardziej podniecająco. Trzymała dłonie na moich ramionach i powoli obniżała swoją pozycję, a przez moją skórę, od czubka głowy, po koniuszki palców stóp, raz po raz przebiegał słodki, gorący dreszcz.
Kiedy w nią wszedłem, myślałem, że od razu się spuszczę.
-Boże Wieśka, jakaś ty ciasna! - jęknąłem z rozkoszy.
Mój gruby, twardy kutas ledwie mieścił się w jej norce. Czułem ze wszystkich stron, jak jej ścianki napierają na moje spragnione narzędzie. Zdawałem sobie sprawę z faktu, że wszystkie włosy na mojej głowie powoli unoszą się do góry. Na skórze poczułem pulsujące, wszechogarniające dreszcze. Musiałem użyć wszystkich sił, żeby powstrzymać wrażenie i nie dopuścić do przedwczesnego wytrysku. Przynajmniej na tym polu chciałem wypaść jak najlepiej.
Wiesia opadała powoli coraz dalej i coraz głębiej, aż w końcu usiadła całym ciężarem na moim podbrzuszu. Poczułem intensywne wirowanie pod czaszką i ciemność przed oczami. W uszach słyszałem jednostajny, monotonny szum.
-Oh, oooohhh Wiesiu! Wieśka, kurwa Wieśka, o ja pierdolę!!! - wyrzuciłem z siebie na cały regulator.
-Dobrze ci, dobrze ci, naprawdę? - westchnęła w moją stronę.
-Wieśka, ty jebana cipo, kiedy ostatni raz ktoś porządnie cię wyruchał?!
Zamiast odpowiedzi wyszczerzyła tylko zęby w szerokim uśmiechu i sapała coraz głośniej.
Po chwili powoli unosiła się do góry, a ja modliłem się tylko o to, by nie spuścić się w jej cipkę gorącą porcją mojego nasienia. Jasna cholera, cóż było w tym, żeby tego nie zrobić, przecież i tak wszystko poszło by na konto męża?
Wreszcie się odezwała, ale stało się to dopiero po tym, jak ponownie chciałem otworzyć usta i coś jeszcze dorzucić w szaleńczym podnieceniu.
-Cicho bądź, kurwa, cieciu! Ruchaj mnie, och, ruchaj mnie porządnie!
Zamknąłem się więc i skupiłem całkowicie na swoim zadaniu.
No cóż, bez dwóch zdań muszę przyznać, że moja kierowniczka okazała się być zajebistą, niesamowitą kochanką. Albo była tak napalona, albo doświadczona. Jedno z dwóch. Tak, czy inaczej, wychodziło na moją korzyść.
Rozpoczęła taniec swoimi biodrami na boki, a cały ciężar unosiła do góry, a później opuszczała powoli. Co jakiś czas zmieniała tempo i odchylała trochę do tyłu.
Głośno wzdychała. Nie krępowała się. Robiła to prosto w moją twarz. Jej powieki opadły do połowy i drgały. Rozkoszowałem się tą chwilą, doświadczałem nadzwyczajnej przyjemności, obcując z jej ciałem, z jej osobą. Patrzyłem na jej jasne, poskręcane w gęste loki, włosy. Wdychałem płucami jej zapach i delektowałem się tym słodkim zbliżeniem.

hard job of a secretary

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

153. Odnajdując jej sztywną i grubą łechtaczkę Pochyliła się nad moją twarzą i wymieniliśmy bardzo gorący, słodki i mokry pocałunek. Czułem,...