poniedziałek, 29 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

112. Chodzi o pieniądze.

Pamiętam taką dyskusję. Któreś z dzieci zapytało:
-Moźemy śobie popatśeć?
Pani Irenka odpowiedziała, że mogą, że ona im pozwala. Na to dziecko które pytało:
-A ty moźeś nam poźwolić?
-No, mogę.
-A dlaćego?
-Bo jestem w zarządzie.
-A ćo to źnaćy w zaźądzie?
-No to znaczy, że ja tutaj rządzę, - odpowiedziała bez najmniejszego namysłu.
Hahaha… dobre sobie. Pomijając już to, że rozmawiała z dziećmi, w całej tej sprawie należy zwrócić uwagę na jej podejście do tematu. Babka miała kompleks na punkcie swojej osoby. Była głodna sukcesu i uznania i w ten sposób próbowała sobie to wyrównać.
Fakt pozostaje faktem, że, niezależnie od tego, jak coś zrobiłeś, czy coś w ogóle zrobiłeś, jeżeli z samego rana podniosłeś jej ego do odpowiedniego poziomu, do wieczora miałeś spokój. Może to śmieszne, ale niekiedy w ochronie tak już jest. Spotyka się naprawdę dziwnych ludzi.
Tak, czy inaczej, przynajmniej na samym początku, byłem trochę zestresowany na tym osiedlu. W którymś momencie pan Krzysztof przyczepił się do mnie, że do skrzynek ktoś stale wrzuca całe stosy ulotek.
-Panie Mirku, od czego są kamery na klatkach? Przecież już mówiłem panu, że mamy pilnować, aby takie rzeczy się nie działy, - zwrócił się do mnie tymi słowami.
Problem w tym, że skrzynki na takich osiedlach nie są zabezpieczone osobnymi drzwiami i kodem. Każdy ma do nich dostęp. Trudno za każdym chodzić i pilnować, czy nie wrzuca jakichś śmieci. Zresztą, nawet jak już się takiego delikwenta namierzyło i próbowało wygonić, to, bardzo często, kończyło się to na ostrej kłótni.
Ludzie uważali, zresztą nie dziwię i im się, że jeżeli skrzynki pocztowe są na zewnątrz, to można sobie karteczki wrzucać. Niektórzy nawet powoływali się na polskie prawo, że nikt im tego zabronić nie może. Niby tak. Tylko weź tu człowieku i wytłumacz państwu z zarządu ten drobny dylemat.
Pomijając różne mniejsze i większe problemy, dosyć szybko nauczyliśmy się tej specyficznej pracy. No cóż, to był taki grajdołek, gdzie wszystko trzeba zgłaszać do zarządu, bądź też do administracji.
Potrafili być nawet złośliwi, ale i to wzięliśmy na przysłowiową klatę. Ten przypadek wydarzył się akurat koledze. Panowie z zarządu pan Janusz i pan Krzysztof postanowili sprawdzić czujność ochrony i zabawić się w złodziei.
Któregoś pięknego wieczoru obydwaj ubrali się w czarne kostiumy, założyli kominiarki i przez dłuższy czas stali na wprost kamery przed wjazdem do garażu. Obserwowali poruszające się auta. Ich zdaniem ochroniarz powinien już w tej chwili wcisnąć przycisk przywoływania ekipy interwencyjnej, a na miejscu powinni znaleźć się (nawet) antyterroryści. Dlaczego?
No, z prostego powodu. Przecież ktoś planuje napad na osiedle, albo… No właśnie, trudno powiedzieć, co jeszcze. Stali tak przez kilkanaście minut, robiąc zdjęcia i rozmawiając, a później weszli sobie za którymś z samochodów na teren parkingu podziemnego.
Pamiętam, że wynikła z tego potężna awantura, łącznie z powiadomieniem naszej firmy. Nie było łatwo, ale jakoś udało się nam z tego wszystkiego wykaraskać. Powiem, że wyszło nam to na dobre. Później zaczęli nas nawet chwalić, bo ta prowokacja rzeczywiście przywołała nas do porządku.
Później jeszcze kilkakrotnie sprawdzali samą ekipę interwencyjną mierząc stoperem czas od wciśnięcia przycisku alarmowego, do przyjazdu wozu patrolowego. Pamiętam, że nie mogli jakoś zaakceptować faktu, że na mieście mogą być korki i samochód może przyjechać nie w siedem, a w dwadzieścia minut. Z tego też powodu żądali zmiany kwoty na umowie.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze.

Cum dripping out of wife into her sister's pussy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...