sobota, 6 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

89. Chuj z przyzwoitością.


Tak, czy inaczej, czułem się trochę dziwnie, co nie oznacza że nie byłem podniecony. Pożądanie rozsadzało mnie od środka. Im mniejszą kontrolę czułem, tym bardziej chciałem w to wszystko wejść.
Pamiętam tylko, że leżałem na tym niezbyt czystym styropianie, a ona klęczała obok mnie i wkładała dokładnie pod moje slipy.
“Boże kochany, kobieto, zrób to! Och, zrób to wreszcie”, - myślałem gorączkowo.  
Wreszcie wyłuskała mojego drąga z tych białych majtek, których jak cholera się wstydziłem.
“Ja pierdolę, białe gacie, jak za średniowiecza. Co mi odpierdoliło, że właśnie dzisiaj je włożyłem? Pewnie jeszcze mają na dupie dziurę. No kurwa, pewnie tak! O matko święta! Dobrze, że się, kurwa, przynajmniej porządnie wymyłem. No tak, tego to tutaj wymagają”
Ona chyba jednak w ogóle nie wnikała w takie szczegóły. Klęczała przede mną, pochylona i lizała mojego napęczniałego do granic możliwości fiuta. Opleciony był mnóstwem fioletowych żył i tylko czekał, aż będzie mógł trysnąć porządną porcją gorącego nasienia. Było mi, hmm a raczej jemu, wszystko jedno, gdzie. Każde miejsce było dobre: jej usta, cipka, tudzież cycki. Chciałem wszędzie. Wszędzie było dobrze. Chciałem ją porządnie przelecieć.
Później usiadłem na jakimś kartonie, który okazał się być opakowaniem tanich mandarynek. W powietrzu rozszedł się przyjemny zapach, a ja sobie pomyślałem, że dobrze byłoby zjeść jedną czy wie przy okazji. Po chwili poczułem pod dupą coś mokrego. Sok płynął już ze wszystkich stron.
“No zajebiście, kurwa, zajebiście. Teraz jeszcze spodnie do prania. Ciekawe, czy da mi na proszek?”
Oparłem się o paletę jakiś warzyw. Trudno było mi stwierdzić, co było w tych skrzynkach, ale było wygodnie i w miarę stabilnie. Przynajmniej nic z nich nie płynęło. Boże, jaka ta baba była napalona! Była jak rozpędzona lokomotywa. W tej chwili nawet dziesięciu chłopa nie byłoby w stanie jej ode mnie oderwać. Była jak przyspawana.
Dysząc i sapiąc tak zwinnie i szybko się na mnie wgramoliła, że byłem naprawdę pełen podziwu dla jej umiejętności taneczno-akrobatycznych. Miałem wrażenie że zaczyna traktować mnie jak dmuchaną lalkę z silikonowym kutasem.
-Kurwa, Mirek!
-Co?!
-Ja pierdolę!
-Co się stało?
-Moja cipa.
-Co, boli?
-No coś ty, kurwa, pojebało cię?!
-Wieśka, ja nie wiem.
-Kurwa, wiesz, jak mnie swędzi to pierdolone piździsko!
-OK, aha… ciebie, kurwa, swędzi, tak?! Ciebie cipa swędzi? Tylko spójrz na mojego kutasa. A w ogóle, co to, kurwa, za zwyczaje, tak się na pracownika rzucać! Kiedy ostatni raz ktoś porządnie cię wyruchał?
No tak, ostatnie słowa były niesamowitym aktem odwagi z mojej strony, ale, przyznam szczerze, miałem już wszystkiego po dziurki w nosie. Myślałem sobie:
“Chuj z przyzwoitością, przecież i tak wiadomo, że robimy to, co robimy. Po co owijać gówno w papierek.”
Moja fujara wygięła się w delikatny łuk i pod kątem czterdziestu pięciu stopni wycelowana była wprost między jej pośladki. Nie było czasu na rozmyślania i dodatkowe konwersacje typu: czy to jest moralne, czy też nie. Zdążyłem tylko chwycić ją za uda, przytrzymać i odpowiednio dopasować pozycję.
Mimo swojego i mojego podniecenia doskonale zdawała sobie sprawę, co się z nią dzieje. Jeszcze żadna kobieta z którą byłem, nie umiała tak szybko i tak precyzyjnie określić reakcji mojego organizmu. Nie było żadnych zgrzytów i nieporozumień w tym względzie. Idealnie dopasowywała się do mojego ciała.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

143. A on wciąż sterczał. Leżałem jeszcze przez chwilę i zastanawiałem się, co właściwie się stało, jak dobrze mi było i co powinienem dalej...