czwartek, 4 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

87. Między rzodkiewką, a skrzynkami pieczywa.


Czułem się jak Małysz na rozbiegu. To był ten moment, kiedy wiedziałem, że to już, ani za późno, ani za wcześnie, tylko w sam raz. Nawet ja wiedziałem, że drugiej szansy nie będzie. Musiałem jakoś zareagować i zrobiłem coś głupiego. No cóż, może właśnie było to celowe zachowanie. Głupie, nie głupie, ale odniosło swój skutek.
Wolną dłonią sięgnąłem do jej dekoltu, chwyciłem za, brzeg ubrania i delikatnie pociągnąłem w swoją stronę. Odezwałem się równie głupio, a może jeszcze bardziej niedorzecznie:
-Oj, gorąco dzisiaj, ale widzę, że pani jest odpowiednio ubrana.
Ja pierdolę! Co to, kurwa, miało być, końskie zaloty jakieś czy co?! Myślałem, że się spalę ze wstydu, ale, o dziwo, jej reakcja odpowiadała moim oczekiwaniom. Przysunęła się jeszcze bardziej. Bezczelna baba. Teraz już na pewniaka usiadła na moich kolanach. No cóż, czemu ja byłem taki wzburzony, skoro sam tego chciałem i było to coraz bardziej i bardziej przyjemne?
Ciśnienie rosło. Ona czuła się coraz bardziej pewna siebie, a mnie chciało się coraz mocniej porządnie zaruchać. W końcu, energia w nas skumulowana przekroczyła masę krytyczną. To było jak wybuch bomby atomowej. Nie potrafię dokładnie określić, co działo się dalej.
Pamiętam tylko, że nagle znaleźliśmy się na magazynie. Któreś z nas zamknęło drzwi. Nie wiem, może byłem to ja, może ona, w każdym bądź razie, jak wychodziliśmy, to były zaryglowane od środka. Dalej była już tylko burza z piorunami.
Popchnąłem ją na jakieś kartony i podwinąłem jej bluzkę wysoko do góry. Następnie, zdecydowanym ruchem, pozbawiłem ją stanika. Jej reakcją był ciężki, głęboki oddech. Nie musiała nic mówić. Doskonale zdawałem sobie sprawę z faktu jak bardzo jest podniecona.
Bez niepotrzebnych ceregieli, podchodów i gry wstępnej, wlazłem na nią swoim ciężarem.
-Och, panie Mirku, panie Mirku, - wzdychała ciężko.
Przyciskając ją do zapakowanych jakimś towarem półek, zacząłem lizać jej duże, napęczniałe cyce. Raz przy razie, bardzo dokładnie, gęsto, obficie, nie żałując śliny, jeździłem swoim jęzorem raz w lewo raz w prawo. Obfitymi, mokrymi pocałunkami pieściłem obydwie jej piersi.
Teraz już tylko jęczała:
-Boże, panie Mirku! Panie Mirku! Mirek! Mireczku! Och, tak, tak…  
Po chwili znów podnieśliśmy się na nogi. Staliśmy między świeżą rzodkiewką a skrzynkami pachnącego pieczywa. Miałem wrażenie, że ona jest jeszcze jednym towarem, którym trzeba odpowiednio się zająć na tym magazynie. W pierwszej kolejności bardzo powoli pozbawiłem ją tej luźnej, zwiewnej bluzki. Odsłoniłem jej jasne, jeszcze nieopalone, ale bardzo zgrabne i ponętne, ciało.
Nie pozostawała bierna. Zdjęła z moich pleców czarną koszulkę ochrony.
-Ja pierdolę, Wieśka, jak bardzo cię pragnę, - szepnąłem w jej stronę.
Ciężko oddychając pochyliłem głowę i czubkiem nosa musnąłem jej policzek.
-Mirek, kurwa, zrób to wreszcie, - jęknęła tak, jakby już dłużej nie mogła wytrzymać.
Teraz byłem już jak rozpędzona lokomotywa.
-Dobra Wieśka, ale żeby nie było z tego jakiejś afery, - zdołałem tylko wystękać.
Zamiast odpowiedzi na swojej klatce piersiowej poczułem i sztywne i jędrne sutki. Napięcie sięgnęło zenitu.
-Cicho bądź, bo ktoś usłyszy i zabieraj się ostro do roboty, cieciu jeden, - warknęła przez zęby.
Nie trzeba było więcej słów. To było ostre, ale doskonale zrozumiałe. Westchnąłem tylko coś niezrozumiale, a ona dodała:
-Mało złodziei łapiesz, ciągle siedzisz na telefonie, gadasz z kasjerkami, więc muszę sprawdzić, czy w innych dziedzinach choć trochę jesteś lepszy.

Asian secretary pleases her boss.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

166. Rozpoznały mnie już z daleka. Czyżby to jedno wydarzenie mogło tak bardzo zmienić całe moje postrzeganie świata? Mój apetyt na seks w c...