wtorek, 23 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

106. Wykasowałem blog.

Spokojnie przepracowałem do końca dnia, wsiadłem w samochód i ruszyłem w stronę domu. Podróż miała zająć mi jakieś czterdzieści minut.
W pewnym momencie odezwał się telefon. Prowadziłem i nie mogłem odebrać. Nie chciałem się zatrzymywać. Powiedziałem sobie, że zobaczę kto dzwonił, jak dojadę na miejsce.
Telefon zadzwonił jeszcze raz po trzech minutach. Znowu to zignorowałem. Odezwał się kolejny dzwonek po kolejnych trzech minutach, a później jeszcze jeden i jeszcze jeden. W końcu nie wytrzymałem i stwierdziłem, że musi być to coś naprawdę poważnego, skoro ktoś tak na siłę próbuje nawiązać ze mną kontakt.
Zatrzymałem się na poboczu gdzieś w lesie, odebrałem i oto czekał na mnie zimny prysznic. Powiem, kubeł lodowatej wody na moją głowę. To, co usłyszałem w słuchawce, generalnie, nie nadaje się do publikowania gdziekolwiek. Zrozumiałem tylko jedno: rozmawiam z facetem, który jest cholernie zazdrosny o swoją kobietę i nie wiem z jakiego powodu się do mnie przypierdala.
Pierwsze, co od niego usłyszałem to, to że ja próbuję zaciągnąć jego dziewczynę do burdelu, że jestem alfonsem i tak dalej. Normalnie, ścięło mnie z nóg. Zrobiłem gały jak pięć złotych. Później dowiedziałem się, że ona z nim mieszka, a on regularnie przegląda jej telefon. Dlaczego? Ot tak sobie, dla zabawy i żeby sprawdzić, co ona robi, czy czasem jakiegoś numeru mu nie wytnie. Powiedział, że on musi jej pilnować.
Przy czym, ten facet od samego początku mi groził. Gadał, że mnie napadnie, że nie wyjdę ze sklepu cały, że mnie pobije, że moje życie już wisi na włosku. Naprawdę zacząłem się bać i zastanawiałem się, czy nie zgłosić tego następnego dnia na policję.
Próbowałem się tłumaczyć, ale on nie chciał mnie w ogóle, za grosz, słuchać. Nie wierzył w ani jednym moje słowo. Powiedział, że dzwoni już tak od kilku godzin, ale ja nie odbieram, więc widocznie mam coś na sumieniu i próbuję go unikać, ale on mnie i tak dorwie i mi wpierze tak, że się nie pozbieram.
Może to się wydać irracjonalne, wręcz niemożliwe, że w dwudziestym pierwszym wieku miało to miejsce. Niestety, rzeczywiście tak było. Pamiętam, że wtedy moje relacje z moją żoną nie były najlepsze. W zasadzie było bardzo źle. Jednak byłem już na etapie układania sobie kontaktów z moją drugą połową. Pamiętam, też że mój telefon był zintegrowany z jej telefonem. To znaczy, były na nim ustawione przekierowania. Zdawałem sobie sprawę z faktu, że wszystkie połączenia nieodebrane przeze mnie, automatycznie lądują na jej aparacie. Powiem szczerze, to mnie najbardziej przeraziło. Cholera go wie, co on mógł jej tam na wypisywać. Poza tym, na pewno zaczęłaby zadawać niepotrzebne pytania.
Byłem przekonany, że z chwilą, kiedy wejdę do domu, ona mnie w odpowiedni przywita. Przecież musiała to widzieć. Musiała chociaż to słyszeć, te połączenia, wszystkie, które do mnie docierały.
Kiedy przyjechałem, spała. Miała ciężki dzień. Jej telefon już był wyciszony i leżał na komodzie. Wziąłem go dyskretnie i wykasowałem wszystkie połączenia, które on wykonał. Na szczęście, nie napisał żadnego sms-a. Tak, czy inaczej. Nie dowiedziała się o zaistniałej sytuacji.
Jeszcze tego samego dnia, przed bramą domu, wykasowałem bloga. Było mi bardzo szkoda, bo było tam bardzo dużo świetnych opowiadań. Pocieszałem się tym, że miałem je wszystkie na swoim komputerze. Tak naprawdę nic nie traciłem. No nie, jednak straciłem, straciłem czytelników, tych, którzy byli ze mną od samego początku.
Wykasowałem blog z opowiadaniami, po czym, już następnego dnia, założyłem go pod innym adresem, innym tytułem i, co najważniejsze, podpisywałem się już pseudonimem. Miałem tylko nadzieję, że facet nie wie, kim jestem, że nie wie, że pracuję razem w tym samym sklepie z jego dziewczyną. Miałem taką cichą nadzieję, że jednak skończy się na tych pieprzonych w połączeniach i pogróżkach, ale myliłem się.


Sexy slut giving hot blowjob

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...