czwartek, 25 kwietnia 2019

Przygód kilka ochroniarza Mirka.

108. Stary chwyt manipulacyjny.

Na tym obiekcie znalazłem się zupełnie przez przypadek. Stało się to zaraz po konfliktach personalnych związanych z pracą na innym osiedlu. Umówmy się, że akurat tego przypadku nie będę w tej chwili przytaczał. Opisałem go w innym opowiadaniu. Zapraszam do lektury pozostałych moich utworów literackich. Pragnę zaznaczyć, że w tą aferę wplątany był również zazdrosny mąż. Zdaje się, że zostałem przeniesiony właśnie ze względu na niego.
Wracając do miejsca, w którym się teraz znalazłem. Tak bym chciał pokrótce to opisać: osiedle niezbyt duże, osiem klatek. Część od ulicy, a część od strony patio, do którego wchodziło się przez portiernię. Roboty mało. Osiedle nowe i świeże. Recepcja stylizowana awangardowo, nowocześnie, nie za duża ale bardzo przytulna.
To, co było charakterystycznego w tym miejscu, to zarząd. Było w nim osiem osób, po jednej z każdej klatki, ale tak naprawdę, aktywne były tylko trzy: pan Janusz, pan Krzysztof i pani Irenka. Jak tak sięgam pamięcią wstecz, to pamiętam, że po poprzednim miejscu, był to dla mnie duży awans. Wcześniejsze osiedle było apartamentowcem na wysokim poziomie. Co za tym idzie, wymagania były bardzo wyśrubowane. Wystarczy tylko przytoczyć fakt, że nie mogłem opuścić swojego miejsca, dopóki nie przyszedł ktoś na zmianę. Dlatego opracowaliśmy w trzyosobowej obsadzie. Tamtym ludziom wszystko przeszkadzało i byłem raczej służącym, niż pracownikiem ochrony.
Tutaj było inaczej. Już pierwszy rzut oka wystarczył, żeby stwierdzić, że jest cicho i spokojnie. Jedyny mankament był taki, że się siedziało się na przechodniej portierni. Zdaję sobie sprawę, że zawsze lepsze jest byle jakie osobne pomieszczenie, niż najlepiej wyposażona recepcja na holu. Mimo wszystko, można było się do tego przyzwyczaić. Nie było to wcale takie straszne. Szczególnie, że nie było kamery.
Doskonale pamiętam mój pierwszy dzień pracy w tym miejscu. Muszę powiedzieć, że od razu postawiło mnie to do pionu. Tak naprawdę wystraszyłem i się dosyć poważnie, ale w sumie wyszło mi to na dobre. Zacząłem uczciwie i rzetelnie podchodzić do swojej roboty. Przynajmniej na samym początku.
Kiedy przyszedłem pomyślałem sobie: o jak tu jest fajnie i spokojnie. Tak naprawdę, mamy tylko jedną klatkę do ogarnięcia, bo do pozostałych ludzie wchodzą od strony ulicy, w ogóle nie mając z nami kontaktu. Nawet na patio można było się dostać od ulicy. Więc tutaj będzie bardzo cicho i nikt się nie będzie nami interesował.
Nic bardziej mylnego. Już pierwszego dnia pan Krzysio wziął mnie na stronę. Nie wiem czy to miało być. Rozmowa rekrutacyjna? Przecież ja już tam pracowałem. Nie no i tak to wyglądało na pierwszy rzut oka.
Tuż obok była świetlica, gdzie stała duża sofa, stół do ping ponga, a także szereg innych drobnych atrakcji. Mieszkańcy mogli brać klucz i spędzać tutaj przyjemne wieczory. Miejsce to też służyło do organizowania imprez urodzinowych, czy imieninowych. Chodziło o to, żeby nie hałasować w mieszkaniu i nie przeszkadzać sąsiadom.
Pamiętam, że już pierwszego dnia pan z zarządu wziął mnie na “pogawędkę”, poprosił bardzo grzecznie, bym razem z nim usiadł na kanapie. Mogłoby się wydawać, że to przemiły i sympatyczny człowiek, że tak sobie luźno i fajnie rozmawiamy na temat w pracy. Tymczasem on, w sposób niezmiernie uprzejmy, lecz stanowczy wyłożył mi zasady funkcjonowania na tym osiedlu. Zaczął od prostego zagrania, na które nie byłem przygotowany. Teraz wiem, że to stary chwyt manipulacyjny.
Zapytał mnie:
-Niech mi pan powie, dlaczego pan dlaczego pan tutaj przyszedł?


Your wife getting pounded after drinks

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...