wtorek, 26 maja 2020

Projekt: "Przyszłość".


82. Jej łechtaczka.

Widziałem, jak jej łechtaczka powoli, ale systematycznie wysuwa się na wierzch. Z satysfakcją obserwowałem, jak pęcznieje, pulsuje, oblewając się perlistym nektarem. Wydawało się, jakby prosiła o to, by zająć się nią w pierwszej kolejności. 


Pochyliłem się i zacząłem ssać to jej wrażliwe miejsce, wciągać głęboko w siebie, aż wyszło na wierzch. Byłem zachłanny i dziki, tak jakbym nigdy nie widział nagiej kobiety. Zacząłem ssać, to znów zagryzać. Głęboko wcisnąłem swoją twarz w jej brzuszek, chwyciłem za dolną krawędź dołeczka i zacząłem gryźć. Później znów zacząłem wodzić językiem głęboko w samym środku. Wiedziałem, że robię to dobrze.
Wiła się z rozkoszy, maksymalnie podniecona i gotowa do ostatecznego spełnienia. Brawo! O to chodziło. Powoli zacząłem schodzić coraz niżej. Nie przerywałem całować. Robiłem to raz przy razie, mocno, gęsto, wilgotno i gorąco. Muskałem ustami w przeróżny sposób. 
W końcu, kiedy, jak mi się zdawało, nadszedł odpowiedni moment, zdobyłem się na coś jeszcze, na coś, czego ona się w ogóle nie spodziewała. Być może ja także. To był impuls. W jednej tej chwili przyszła mi taka myśl do głowy. Pochyliłem się i zrobiłem malinkę w jej pachwinie. Nawet teraz nie protestowała. Była idealną kochanką. 
Zacząłem ssać, mocno wciągając jej skórę, a ona dyszała i jęczała, prosząc o więcej: 
-Tak. Teraz. Tak, chcę cię. 
Ucieszyłem się. Gdy podniosłem głowę, zorientowałem się, że pozostał sino fioletowy ślad. To było jak moja pieczątka, mój podpis, mój własny podpis na jej ciele. Znaczyło to: jesteś, jesteś moja, już nigdy cię nie oddam, serduszko moje. 
Po chwili znów zacząłem znów całować okolice jej cipeczki. Byłem już bardzo podniecony, ale starałem się robić to bardzo dokładnie. Najpierw z jednej, później z drugiej strony. Dopiero po dłuższej chwili, naprawdę po dłuższej, powiedzmy, po kilku minutach, zdecydowałem się przejść do sedna sprawy. Położyłem dłonie na obydwu brzegach jej słodkiej norki i, delikatnie palcami, rozwarłem je na boki. 
Buchnęło gorąco, para, wilgoć i cudowny zapach kobiety, ale nie takiej dojrzałej, lecz takiej jeszcze pachnącej mlekiem. Po moich plecach biegały już bardzo intensywne dreszcze. Pragnąłem wejść w nią swoim twardym kutasem. 
Rozwarłem jej szparkę, a ona westchnęła tylko cicho: 
-Ooooch, jak mi dobrze! 
Byłem szczęśliwy. Czułem, że wreszcie jestem w swoim  żywiole. Pomyślałem sobie tylko: 
“Spokojnie mała, to jeszcze nie koniec. To dopiero początek.” 
Patrzyłem. To było niesamowite. Nawet sam widok przyprawiał mnie o słodkie dreszcze. Najważniejsze jest piękno. Jeżeli chodzi o mnie, to tak, byłem wzrokowcem. Lubiłem patrzeć. Obserwowanie tej młodej, jeszcze tak słabo zarośniętej, cipeczki i to z tak bliska, przyprawiało mnie o silne zawroty głowy. Co tu dużo mówić, prawie postradałem zmysły. Niemniej, walcząc z własnym podnieceniem, starałem się trzymać kupy. Chciałem doprowadzić to do końca według własnego uznania.
Ona reagowała bardzo aktywnie. Widziałem, jak jej łechtaczka powoli, ale systematycznie wysuwa się na wierzch. Z satysfakcją obserwowałem, jak pęcznieje, pulsuje, oblewając się perlistym nektarem. Wydawało się, jakby prosiła o to, by zająć się nią w pierwszej kolejności. Nie zostawiać jej na później. 
No cóż, to był trudny wybór. Mimo wszystko najpierw zdecydowałem się na to, żeby zająć się jej płatkami, które wystawały na wierzch niczym mała firanka. Zacząłem je dotykać swoim językiem: najpierw z jednej strony, później z drugiej, wciągać nektar do środka i łykać wszystko jak stary erotoman. 
Teraz już drżała i jęczała już na całe gardło: 
-Och, oooooch taaak, taaaaak! Bierz mnie! Tak, bierz mnie! Tak chcę! Tak, tak… liż mnie! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...