piątek, 29 maja 2020

Projekt: "Przyszłość".


85. Strzeliłem wprost na jej wzgórek.

Pomimo że to było już trzecie podejście, z mojej anakondy popłynęła bardzo duża ilość nasienia. Było gorące i wydzielało intensywne opary seksu. Strzeliłem wprost na jej wzgórek, w ten jej rzadki zarost. 


W pewnym momencie przez całe moje ciało przebiegł niesamowicie gorący i słodki dreszcz. Coś na kształt fali morskiej ogarnęło całą moją osobę: ciało i umysł. Nie umiałem nad tym, w żaden sposób, zapanować. Gorąco i przyjemne pulsowanie zdawało się ogarniać każdą moją komórkę, całe moje jestestwo. Wiedziałem, że nie mogę teraz tak w niej pozostać. Istniało bardzo duże ryzyko, że się po prostu spuszczę i narobię sobie niesamowitych problemów. Bardzo trudno było mi się przełamać i zmusić się do tego, by wyjąć mojego ptaka i całego aktu dokonać na zewnątrz. Mimo wszystko jakoś się to udało.
Jednym gwałtownym ruchem wyszedłem i zatrzymałem kutasa tuż nad jej cipeczką. To było takie miłe i przyjemne. W sumie nie znam innego powodu, dlaczego to zrobiłem. Widok mojego kutasa tuż nad jej muszelką doprowadzał mnie do szaleństwa. Ciężko było się wyrwać z amoku, zwierzęcej niemal, kopulacji. No cóż, w tej chwili nie mogłem racjonalnie oceniać swoich poczynań. 
Do tej pory wydawało mi się, że jestem całkiem rozsądny, że w takich sytuacjach będę umieć zachować się właściwie. Wybierając się w przeszłość do mojego młodszego ja, tego cichego chłopaka, wchodząc w jego ciało, postawiłem sobie jeden, jak mi się zdawało najważniejszy cel. Mianowicie, że będę ostrożny, jak się tylko da i postaram się niczego nie spieprzyć w sposób, którego później nie dałoby się naprawić. 
Jak się okazało, w konfrontacji z faktami, trudno było mi zachować zdrowy rozsądek i dystans do samego siebie. Nawet mając te wszystkie doświadczenia za sobą, doświadczenia pięćdziesięciolatka, terazteraz kiedy byłem tutaj, zaczynałem popełniać coraz więcej błędów, błędów, które mogły skończyć się źle. Mogły skończyć się nieciekawie przede wszystkim dla niej, to ona ryzykowała najwięcej, ale dla mnie, również. 
Chociaż, do czego nie mogłem się przyzwyczaić, dla mnie, dojrzałego faceta, nie było żadnych konsekwencji. Wracając, i tak, miałbym zupełnie czystą kartę. Konsekwencje, owszem, były dla tego młodego dzieciaka. On jeszcze bardzo niewiele wiedział o świecie, a ryzykował ogromnie dużo.
 No cóż, jak to mówią, to nie była gra o złote kalesony. Zdawałem sobie sprawę, że to tylko eksperyment, po którym nic w moim życiu się nie zmieni. Oczywiście, jeżeli ja sam się nie zmienię. To nie była nawet moja rzeczywistość. Nawet nie wiem czyja. Moje prawdziwe ja i tak miało wrócić do siebie, do swojego ciała i żyć normalnym, ustabilizowanym życiem męża i ojca. Zdawałem sobie sprawę, że ta linia rzeczywistości potoczy się własną drogą, niejako już bez mojego udziału, beze mnie. 
W sumie nie powinno mi zależeć na tym, co się tutaj dalej stanie. Jednak cały czas zdawałem sobie sprawę z faktu, że jakby na to nie patrzeć, to jestem ja, a nie nikt inny. To było takie dziwne i trudne do ogarnięcia. Tak, to byłem ja. Wprawdzie tylko moja przeszłość, ale jednak. To przecież była część mnie. Można powiedzieć, że trudno było mi zachowywać się w sposób całkowicie nieodpowiedzialny, jednak, mimo wszystko, zaczynałem puszczać wodze fantazji i ryzykować coraz bardziej. 
Tak więc, w tej chwili, zatrzymałem swojego fiuta nad jej słodką cipeczką i patrzyłem. W mojej głowie porządnie wirowało. Przed moimi oczami krążyły kolorowe kółeczka. Mój oddech był szybki, serce waliło jak oszalałe. Ścisnąłem kutasa i strzeliłem. Pomimo że to było już trzecie podejście, z mojej anakondy popłynęła bardzo duża ilość nasienia. Było gorące i wydzielało intensywne opary seksu. Strzeliłem wprost na jej wzgórek, w ten jej rzadki zarost. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...