środa, 27 maja 2020

Projekt: "Przyszłość".


83. Ona jest dziewicą.

Wsunąłem je głębiej, obracałem raz w jedną, raz w drugą stronę. Czułem, że coś tam jest.  “Opór? Tak. Boże, ona jest dziewicą”, - pomyślałem, - “no tak jest dziewicą”. 


Operowałem moim językiem bardzo sprawnie. Jej szparka była oblana jak lukrowany pączek, spływała sokiem ze wszystkich stron i, aż prosiła się, by dokonać dzieła swoim twardym kutasem. No tak, tylko, że ja wiedziałem, iż nie mam się gdzie spieszyć. 
“Spokojnie i po kolei panie Robercie” - instruowałem sam siebie - “spokojnie, nigdzie się nie spiesz. Masz dużo czasu”. 
Chociaż było to trudne, starałem się trzymać moje młodsze ja w ryzach, żeby nie wyrwało się i nie zaczęło penetrować jej swoim wielkim drągiem. 
Dopiero po chwili pochyliłem się i zawisłem swoimi ustami nad jej wystającą truskaweczką. Była jak taki duży ślimak, który z zdawał się poruszać, pulsować i żyć własnym życiem. Kiedy się zbliżyłem, wysunęła się jeszcze dalej, a ja nacisnąłem po bokach tak, żeby jej to ułatwić. Jej antenka była duża, jak na tak młodą dziewczynę. Mogło wynikać to tylko z jednego: z bardzo silnego podniecenia. 
Z najwyższą radością otworzyłem usta i pochyliłem się. Prawie miałem ją w środku, ale nie zamykałem buzi, nie zwierałem jej jak kleszczy, tylko czekałem, oddychając nad nią, wdychając jej zapach. To była prawdziwa rozkosz obcowania z tą młodą cipeczką. Tymczasem ona, nie mogąc się już doczekać, jęczała coraz głośniej: 
-Proszę, proszę, weź mnie w siebie! Liż mnie! 
Dopiero później zamknąłem usta i wciągnąłem to coś, co było tak blisko. Było jeszcze takie mokre, lepkie. Wciągnąłem to do środka i zacząłem zachłannie ssać. Efekt był piorunujący. Szarpnęła się gwałtownie, prawie uniosła do góry i znów odpadła, znów się rozluźniła. 
Byłem jak zły pan doktor, który zamierza zrobić jej krzywdę, który czeka nad nią ze swoją wielką i grubą igłą. Och, to było cudowne!
Była już prawie gotowa, gotowa do ostatecznego spełnienia, ale pozostało coś jeszcze. Chciałem jeszcze, choć trochę, zająć się jej kwiatuszkiem. Chciałem zwrócić moją uwagę tam głęboko, tam, gdzie za chwilę miał wejść mój twardy drąg. 
Rozchyliłem jej płatki na boki, bardzo szeroko, dwiema dłońmi. Później pochyliłem się i zacząłem lizać sam środeczek po bokach, też głęboko. Później wprawiłem w ruch swoje palce. Byłem jak wariat. Wsunąłem je głębiej, obracałem raz w jedną, raz w drugą stronę. Czułem, że coś tam jest. 
“Opór? Tak. Boże, ona jest dziewicą”, - pomyślałem, - “no tak jest dziewicą”. 
Z tej radości zająłem się nią jeszcze dokładniej. Całowałem. Całowałem raz przy razie. Drżała. Trzęsła się z rozkoszy, a później odezwała się cicho, patrząc na mnie swoim płonącym wzrokiem: 
-Proszę, proszę, wejdź we mnie. Chcę cię w sobie poczuć.
Dopiero teraz, kiedy tak leżała z szeroko rozłożonymi udami gotowa na przyjęcie mojego ogiera, tego twardego zaganiacza, opadłem na nią w sposób charakterystyczny dla kochanka tej pozycji. Opuściłem swoje biodra, chwyciłem kutasa, który wcale nie chciał nagiąć się w tym kierunku. Był zbyt sztywny, zbyt napompowany krwią. W końcu jednak udało się tego dokonać. Delikatnie wsunąłem się do środka. Szarpnęła się w cudownym skurczu. 
Nigdzie się nie pchałem na siłę. Nie spieszyłem się jak gówniarz, którym przecież w pewnym sensie byłem. Ona tylko westchnęła głęboko: 
-Ooooooooohhhh…  
Później opadła, rozluźniła się i czekała. 
Trzymając swojego fiuta dziarsko w garści, przesunąłem nim wzdłuż jej cipki do dołu i do góry. Jeżdżąc tak jak pługiem poprzez bruzdy jej pola i robiąc sobie miejsce do dalszych igraszek, przygotowywałem się do ostatecznego ataku. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...