niedziela, 27 czerwca 2021

Kopia.

3. Mogę z tobą zrobić wszystko.


-Nic mi nie jest. Jestem całkowicie zdrowy i czuję się doskonale. Dziś mam dobry dzień, bo wiem, że mogę z tobą zrobić wszystko, absolutnie wszystko. Lepiej, żebyś to zrozumiała, - powiedział bardziej dobitnie.


Zamarła w bezruchu. Teraz poczuła, że ma poważne kłopoty. Nie wiedziała co dokładnie oznaczają jego słowa, ale była przekonana, że nie wyjdzie stąd żywa. Czuła, że została zamknięta w jakimś odizolowanym, dobrze zabezpieczonym pomieszczeniu i będzie się nią bawił, dopóki nie wyda z siebie ostatniego tchnienia. 

-Jak to?! - wydobyło się z jej gardła. 

Uśmiechnął się grzecznie. 

-Skopiowałem cię, dziewczyno.

Wytrzeszczyła oczy tak jakby to mogło pomóc jej zrozumieć to co jest nie do zrozumienia. 

-Skopiowałeś? Jak?

Wyraz jego twarzy nie się zmienił. 

-Normalnie. Tak jak się kopiuje dokument w komputerze. Przecież wiele razy to robiłaś. 

Były dwie możliwości: albo ma do czynienia z kompletnym wariatem, to nie znaczy nic dobrego, ale jest jeszcze do zaakceptowania, albo stało się coś strasznego, tak strasznego, że trudno sobie to wyobrazić. To coś wymykało się jej pojmowaniu i było jak najczarniejszy z jej koszmarów. Nawet mentalnie nie umiała sobie z tym poradzić. Mimo to jakąś częścią siebie wierzyła jeszcze, że to tylko żart, jakiś głupi kawał, że za  chwilę okaże się, że wszystko jest w porządku, że będzie się z tego śmiać. Strach jednak narastał i podpowiadał jej, że stanie się to, co najgorsze, że nikt i nic jej nie uratuje. Pochyliła się do przodu i odezwała się trochę  łagodniej.

-Czy ty wiesz, co ty mówisz?! Jesteś nienormalny! Powinieneś się leczyć!

Chociaż nie zachowywał się agresywnie, nie wyglądał na kogoś, kto byłby zdolny do żartów. 

-Nic mi nie jest. Jestem całkowicie zdrowy i czuję się doskonale. Dziś mam dobry dzień, bo wiem, że mogę z tobą zrobić wszystko, absolutnie wszystko. Lepiej, żebyś to zrozumiała, - powiedział bardziej dobitnie.

Włosy na jej głowie się zjeżyły. Lęk przerodził się w wybuchowy atak paniki. Ponownie się podniosła i zaczęła krzyczeć.

-Nie rozumiem! Nic nie rozumiem! Nie chcę rozumieć! Wypuść mnie natychmiast! Natychmiast!!!

Nawet echa tutaj nie było. Jej głos przepadł gdzieś w tych ścianach. Poza tym nie zrobiło to na nim najmniejszego wrażenia. Jakby była rzeczą, a nie człowiekiem.

-Uspokój się, - powiedział bez śladu emocji, - Nawet gdybym cię wypuścił, to nic by to nie zmieniło.

Chciała mu wierzyć, przyjąć jego punkt widzenia, ale przychodziło jej to z ogromnym trudem. Może w tym jego szaleństwie jest jakaś logika?

-Jak to? - spytała kompletnie zaskoczona.

Miała świadomość, że ten człowiek wszystko chce jej wytłumaczyć tylko ona nie może niczego pojąć. Jak można pojąć punkt widzenia mordercy? 

-Zrozum jeden prosty fakt. Nie masz gdzie wracać. 

Spojrzała mu w oczy i głęboko zaczerpnęła powietrza.

-Jak to nie mam?!

-Nie masz.

-Przecież mam dom, pracę, przyjaciół…

Zdawało się, że dostrzegła w jego spojrzeniu zniecierpliwienie.

-Nie.

-Bredzisz.

-Już mówiłem, jesteś kopią. 

-Przestań z tą kopią! Co to do chuja pana, jakaś drukarnia! Czub jesteś i tyle! - rzuciła mu w twarz.

Nieustannie i wciąż tak samo się uśmiechał. Nie mogła tego znieść. 

-Nie szarp się i posłuchaj. 

Nie chciała słuchać. Miała dość. 

-Co ty sobie wyobrażasz?! 

-Nie masz żadnych praw. Służysz mnie, tylko mnie.

-Ha, dobre sobie! Wydaje ci się, że wszystko ci wolno?! Chyba cię popierdoliło!

-Nic mi się nie wydaje. Ja to wiem. Jesteś moja i tyle.

-Ta, akurat, - żachnęła się. 

Pokręcił głową. 

-Czy ty to pojmujesz, kobieto? Jesteś moja. Moja jak rzecz.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...