poniedziałek, 28 czerwca 2021

Kopia.

4. Chciała się bzykać.


Chciała tego. Chciała się bzykać. Z nim. Z kimkolwiek. Teraz już chciała tego, ale wciąż miała nadzieję, że to jakiś sen. To byłoby fajne obudzić się po wszystkim. 


Ostatnie słowa dudniły w jej głowie niczym dzwon. 

-Jak to? Jak rzecz?! 

Skinął w jej stronę z uśmiechem na twarzy. 

-Tak, moja. Moja jak program komputerowy. Nie obchodzi mnie czy tego chcesz, czy nie. Nie muszę cię pytać o zdanie. Chociaż dobrze by było, żeby tobie także sprawiało to przyjemność. przynajmniej trochę. 

-Posłuchaj!!! - krzyknęła ze złości. 

Pokręcił głową. 

-Nie muszę cię słuchać.

Kipiała w środku.

-Słuchaj skurwielu jeden!!!

-No dobrze. Robię to tylko dlatego, że to mnie bawi.

-Kurwa, bawi cię to?!

-Oczywiście. Bawi mnie twój opór, twoje szamotanie się ze sobą. Wiesz, że nie masz szans. 

Podeszła do ściany i zaczęła bić w nią pięściami. Zamiast głośnego walenia usłyszała tylko ledwie słyszalne klapnięcia. Były miękkie. 

-Ludzie!!! Ratunku!!! - krzyknęła na całe gardło, ale to nie pomagało. Wiedziała, że nie może spodziewać się żadnej pomocy. Zaczął od nowa.

-Uspokój się. Nie wygrasz. Twój opór nie ma sensu. Jesteś moja. Zaakceptuj to. 

Przerażenie mieszało się ze złością, lęk z bezsilnością. 

-Wypuść mnie, wypuść! - błagała. 

Nie przyjął tego do wiadomości. Mówił dalej.

-Jesteś taka ładna. Tak bardzo mnie podniecasz. Nie masz żadnych szans. Mogę cię używać wedle własnej woli. Mogę robić z tobą co tylko zechcę i jak zechcę. Rozluźnij się. Zacznij się bawić. To naprawdę przyjemne. 

-Jesteś kompletnym świrem, psycholem. Rozumiesz?!!!

Nie dał się zbić z tropu. Jakby nie mówiła do niego. 

-Niepotrzebnie pogarszasz sytuację. Współpraca ze mną może zminimalizować twój stres. Jak naprawdę nie jestem potworem. 

Gdyby tylko mogła zapadłaby się w sobie. Byleby tylko na niego nie patrzeć, byleby tylko tu nie być. Jej strach był coraz bardziej przejmujący i przeraźliwy. Trzęsła się. 

-Ludzie porwali mnie!!! - spróbowała jeszcze raz. 

Był jak naukowiec obserwujący obiekt badań, a ona czuła się jak owad w słoiku. Siedział spokojnie i się uśmiechał.

-Boże, to straszne. To się nie dzieje naprawdę. 

-Dzieje się, chociaż nie tak jak sobie to wyobrażasz i nie jest straszne. To nie tak. Tobie się tylko tak wydaje. Gdybyś tylko chciała… 

-Wykorzystasz mnie? - spojrzała na niego spode łba. Bała się odpowiedzi. 

-Tak, - usłyszała. 

Poczuła dreszcz. Inny niż do tej pory. 

-Seksualnie? 

Pokiwał głową. 

-Och, przede wszystkim seksualnie. 

Czuła, że robi się mokra. Nie chciała tego. Wstydziła się samej siebie. 

-Boję się, - powiedziała tak jakby chciała utwierdzić się we własnych przekonaniach. 

Był tu, a ona czuła się coraz bardziej podniecona. Nie umiała sobie z tym poradzić. 

-To nic wielkiego. Nic się nie dzieje. Nie jesteś sobą. Prawdziwa ty jest w realnym świecie. Ty jesteś tylko kopią. Ne musisz mieć wyrzutów sumienia. Nikt cię nie będzie szukał. Rozluźnij się. Zacznij się bawić. Zobaczysz, będzie fajnie. 

-Ale ja nic nie rozumiem, - wahała się. Była coraz bardziej bezradna. 

-Och, nie musisz. Jesteś przecież kopią. W ogóle nie musisz nic rozumieć. 

Czuła się jak w pajęczej sieci, ale to wszystko coraz bardziej ją pociągało. 

-Powiedz mi, czy będę gwałcona? - spytała, choć znała odpowiedź. 

-Tak, - stwierdził spokojnie, - Po to tu jesteś.

Chciała tego. Chciała się bzykać. Z nim. Z kimkolwiek. Teraz już chciała tego, ale wciąż miała nadzieję, że to jakiś sen. To byłoby fajne obudzić się po wszystkim. 

-Tylko po to? 

-Oczywiście. Jesteś zabawką. Zwykłą zabawką.

Czuła jak coś cieknie między jej nogami. Mokra, ciepła stróżka.  

-Zabawką?!

-Tak. Erotyczną zabawką. Moją zabawką. 

-Ach, nie możesz tak. Ja nie chcę. Nie.

Znów się uśmiechnął. 

-Ależ chcesz.

-Nie. Nie chcę!

-Chcesz. Zobaczysz, że chcesz. 

Próbowała się opamiętać.

-Nie chcę, do jasnej cholery!

Puścił do niej oczko.  

-Za późno. Ja już cię wziąłem.

-Wziąłeś mnie? To jakiś żart? 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...