sobota, 26 czerwca 2021

Kopia.

2. Nie wydawał się groźny.


Nic nie pojmowała a może nie chciała pojąć. Z jego oczu wciąż płynęła łagodność. Nie wydawał się groźny. Gdyby spotkała go na ulicy, pewnie poczułaby do niego sympatię, a jednak coś było nie tak. 


-Siadaj. Nic nie zgłosisz. Jesteś tylko kopią. Rozumiesz? - jego głos był stanowczy, ale wciąż bardzo spokojny. Przeraziła się. Oczywiście, nic nie rozumiała, ale wciąż była w miarę opanowana. Gorączkowo myślała jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie traciła nadziei. 

-Co? To jakieś żarty.

Wciąż się uśmiechał i to chyba najbardziej ją denerwowało. Czuła, że bawi go jej lęk, że sprawia mu przyjemność. Wychodziła z siebie, próbując zyskać nad nim przewagę, a on, niczym automat, ciągnął swój monolog. W ogóle nie obchodziło go to co ona ma do powiedzenia. Mówił tak, jakby streszczał jakiś film: beznamiętnie rzeczowo i konkretnie.

-Twój oryginał w tej chwili, - spojrzał na zegarek, - rozpoczyna pracę w biurze.

Nie potrafiła stwierdzić z jakiego powodu, ale te słowa poruszyły ją do głębi. Teoretycznie to nic nie powinno oznaczać. No bo i dlaczego. Nie rozumiała tego, przynajmniej nie do końca, jednak podświadomie czuła, że ten człowiek mówi prawdę. To ją przerażało. Bała się coraz bardziej, strach, jak upiór, wychodził z głębi jej jestestwa.

Patrzył na nią beznamiętnie. Uśmiechał się. Pewnie lepiej by się poczuła, gdyby okazywał wrogie uczucia, jakiekolwiek uczucia, gdyby okazywał cokolwiek. Ale on był spokojny, tak spokojny, jakby rozgrywał jakąś taktyczną grę. Morze rzeczywiście tak było. 

Uniósł dłoń i palcami dotknął swojego podbródka.

-Można powiedzieć, że twoje życie toczy się bez zmian, - ciągnął. 

-Bez zmian? - zabrakło jej powietrza, - Jak to, bez zmian?

Nic nie pojmowała a może nie chciała pojąć. Z jego oczu wciąż płynęła łagodność. Nie wydawał się groźny. Gdyby spotkała go na ulicy, pewnie poczułaby do niego sympatię, a jednak coś było nie tak. 

-Usiądź, proszę, - powiedział grzecznie.

Nie wiedziała, dlaczego, ale usiadła. Może miała nadzieję, że tym sposobem dowie się czegoś więcej. Czekała. 

-Dziś rano wstałaś o szóstej trzydzieści, - zaczął.

-Zgadza się, - podchwyciła jego ton. 

Może nie będzie tak źle. Zmusiła się nawet do nieznacznego uśmiechu. 

-Zrobiłaś śniadanie składające się z płatków czekoladowych i grzanki z dżemem.

-Słucham?! - wyrzuciła ze złością, ale i coraz większym strachem.

Było tak jak mówił. Tylko jakiem sposobem znał takie szczegóły? Jakiś zboczeniec. Prawdopodobnie od dłuższego czasu ją obserwował. Chciała wyprowadzić go z równowagi, by wreszcie powiedział, kim jest i jakie ma zamiary. Jednak jej uniesiony głos nie zrobił na nim większego wrażenia. Po prostu mówił. 

-Wsiadłaś do autobusu linii 105. 

-Skąd to wiesz?! - rzuciła w jego stronę.  

Nie zareagował. Jakby w ogóle nie usłyszał tego pytania.

-Przejechałaś siedem przystanków i wysiadłaś pod biurowcem swojej firmy.

Holera jasna. Dużo wiedział, zbyt dużo. Kim był? Czego chciał? Zaczynała panikować. 

-Przestań!!! - wrzasnęła na całe gardło.

Nawet na trochę nie zmieniło to jego zachowania. Zamiast tego spokojnie zapytał.

-Przestać? Co mam przestać?

Miała wrażenie, że serce za chwilę wyskoczy jej z piersi. 

-Stop! Nie mów nic! Do kurwy nędzy, zamknij się!!!

Czuła, że jeśli zostanie tu, chociaż minutę dłużej, zwariuje. Jej świat właśnie się walił. 

-Mogę to zrobić, ale to niczego nie zmieni, - stwierdził niezmiennym tonem. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...