wtorek, 29 czerwca 2021

Kopia.

5. Lepiej mnie zamorduj. 


-Lepiej mnie zamorduj już teraz, bo jak stąd wyjdę, to zgnijesz w więzieniu! Uprowadzenie, groźby karalne, próba gwałtu… - wyliczała, - Jak stąd wyjdę… 

Na jego twarzy widniał ten sam łagodny uśmiech.

-Ale nie wyjdziesz.


-Mmmm… - mruknął z satysfakcją, a ona bała się słuchać dalej - jak by ci to powiedzieć? Rozumiesz, to jest tak, jakbym kupił cię seks szopie.

-Żartujesz?! W seks szopie?! I co stałam tam na półce?

Dla niej to była ironia, ale dla niego najzwyklejsza codzienność. 

-Tak, - westchnął spokojnie. 

Nie wierzyła w to co się dzieje. 

-Razem z wibratorami???

Pokiwał głową.

-Z wibratorami i sztucznymi waginami.

Skrzywiła się z niesmakiem, ale stwierdziła, że to ją podnieca.

-Jak sylikonową lalkę? - dopytywała, choć wiedziała, że to niepotrzebne. 

Jeszcze raz skinął. 

-Zgadza się. Jak drogą lalkę z przeróżnymi fantastycznymi funkcjami.

Widać było, że ta wizja pociąga go coraz bardziej. 

-Ale ja… ja… nie zgadzam się! - protestowała. 

Uniósł delikatnie rękę. 

-Przestań.

Zmarszczyła brwi. Gdyby mogła tupnęłaby nogą, ale podłoga też była miękka. 

-Właśnie, że nie przestanę! - stawiała opór. Chociaż teraz już bardziej formalny. Jej to wszystko także podobało się coraz bardziej. Bycie lalką, nałożnicą świecie, którego nie znała, z mężczyzną, którego widziała pierwszy raz w życiu. Z tym, a może i z innymi. 

-Posłuchaj. W ogóle nie ma znaczenia, czy ty się na to godzisz, czy nie. I tak zrobię z tobą co tylko będę chciał. Chyba nie myślisz, że będzie inaczej? 

-Czy myślę? To jakaś niedorzeczność. A co będziesz chciał ze mną robić?

Zdała sobie sprawę, że brak jakiejkolwiek władzy nad sobą podnieca ją najbardziej. 

-Najpierw pozbawię cię ubrania, - mówił, - dokładnie obejrzę. Później zwiążę albo unieruchomię w jakiś inny sposób i zerżnę, - drżała, - zerżnę w cipkę, w dupkę, w buzię, - odruchowo westchnęła głęboko, - zerżnę cię na wszystkie możliwe sposoby.

Jej oczy zrobiły się duże jak złotówki. Nie wiedziała, czy ma się śmiać, płakać, czy skakać z radości. Więc będzie ruchał. Mocno. Dobrze to czy źle? Na wszelki wypadek wyraziła swoje wielkie osłupienie. 

-Cooo?!

Kipiała. Przynajmniej tak jej się zdawało. On wciąż się uśmiechał. To czekanie doprowadzało ją do obłędu. Przecież nie może tak poddać się temu zboczonemu fanatykowi. 

-Lepiej mnie zamorduj już teraz, bo jak stąd wyjdę, to zgnijesz w więzieniu! Uprowadzenie, groźby karalne, próba gwałtu… - wyliczała, - Jak stąd wyjdę… 

Na jego twarzy widniał ten sam łagodny uśmiech.

-Ale nie wyjdziesz.

Bała się coraz bardziej. Coraz bardziej była podniecona. “To jakiś dziwny związek ofiary z katem”, - pomyślała. 

-Jednak mnie zbijesz?!

Uśmiechał się. Nie wyglądał groźnie. Jak miałby ją zabić? 

-Ależ nie ma takiej potrzeby.

Wciągnęła głęboko powietrze do płuc. W tonie jego głosu było coś, co kazało się jej uspokoić, jakby rzeczywiście nie miała się czego obawiać.

-Mam ci się oddać?

Pokiwał głową.

-Jak?

-Nie broń się.

Łup, łup, łup… waliło jej serce. 

-Ile razy? Dwa? Trzy? 

Uśmiechał się. Milczał.

-Dużo. Jestem bardzo napalony.

-A później? - bała się pomyśleć. 

-Wyrzucę cię do kosza.

Panika. Odruch ucieczki był tak silny, że ledwie ustała w miejscu. 

-Jednak zabijesz.

-O czym ty mówisz? Nie. To zbyt makabryczne. Później cię skasuję.

Posmutniała zrezygnowana. 

-Przecież to to samo. 

-Przecież mówiłem. Żadnej krwi. Nie ma takiej potrzeby. 

-Więc co? Udusisz mnie. Tak, żeby nie pobudzić sobie rąk?

-Nie.

-A co?

-Nic.

-Jak to nic?!

-Zaznaczę obszar twojego jestestwa i wcisnę przycisk delete.  



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...