5. Lepiej mnie zamorduj.
-Lepiej mnie zamorduj już teraz, bo jak stąd wyjdę, to zgnijesz w więzieniu! Uprowadzenie, groźby karalne, próba gwałtu… - wyliczała, - Jak stąd wyjdę…
Na jego twarzy widniał ten sam łagodny uśmiech.
-Ale nie wyjdziesz.
-Mmmm… - mruknął z satysfakcją, a ona bała się słuchać dalej - jak by ci to powiedzieć? Rozumiesz, to jest tak, jakbym kupił cię seks szopie.
-Żartujesz?! W seks szopie?! I co stałam tam na półce?
Dla niej to była ironia, ale dla niego najzwyklejsza codzienność.
-Tak, - westchnął spokojnie.
Nie wierzyła w to co się dzieje.
-Razem z wibratorami???
Pokiwał głową.
-Z wibratorami i sztucznymi waginami.
Skrzywiła się z niesmakiem, ale stwierdziła, że to ją podnieca.
-Jak sylikonową lalkę? - dopytywała, choć wiedziała, że to niepotrzebne.
Jeszcze raz skinął.
-Zgadza się. Jak drogą lalkę z przeróżnymi fantastycznymi funkcjami.
Widać było, że ta wizja pociąga go coraz bardziej.
-Ale ja… ja… nie zgadzam się! - protestowała.
Uniósł delikatnie rękę.
-Przestań.
Zmarszczyła brwi. Gdyby mogła tupnęłaby nogą, ale podłoga też była miękka.
-Właśnie, że nie przestanę! - stawiała opór. Chociaż teraz już bardziej formalny. Jej to wszystko także podobało się coraz bardziej. Bycie lalką, nałożnicą świecie, którego nie znała, z mężczyzną, którego widziała pierwszy raz w życiu. Z tym, a może i z innymi.
-Posłuchaj. W ogóle nie ma znaczenia, czy ty się na to godzisz, czy nie. I tak zrobię z tobą co tylko będę chciał. Chyba nie myślisz, że będzie inaczej?
-Czy myślę? To jakaś niedorzeczność. A co będziesz chciał ze mną robić?
Zdała sobie sprawę, że brak jakiejkolwiek władzy nad sobą podnieca ją najbardziej.
-Najpierw pozbawię cię ubrania, - mówił, - dokładnie obejrzę. Później zwiążę albo unieruchomię w jakiś inny sposób i zerżnę, - drżała, - zerżnę w cipkę, w dupkę, w buzię, - odruchowo westchnęła głęboko, - zerżnę cię na wszystkie możliwe sposoby.
Jej oczy zrobiły się duże jak złotówki. Nie wiedziała, czy ma się śmiać, płakać, czy skakać z radości. Więc będzie ruchał. Mocno. Dobrze to czy źle? Na wszelki wypadek wyraziła swoje wielkie osłupienie.
-Cooo?!
Kipiała. Przynajmniej tak jej się zdawało. On wciąż się uśmiechał. To czekanie doprowadzało ją do obłędu. Przecież nie może tak poddać się temu zboczonemu fanatykowi.
-Lepiej mnie zamorduj już teraz, bo jak stąd wyjdę, to zgnijesz w więzieniu! Uprowadzenie, groźby karalne, próba gwałtu… - wyliczała, - Jak stąd wyjdę…
Na jego twarzy widniał ten sam łagodny uśmiech.
-Ale nie wyjdziesz.
Bała się coraz bardziej. Coraz bardziej była podniecona. “To jakiś dziwny związek ofiary z katem”, - pomyślała.
-Jednak mnie zbijesz?!
Uśmiechał się. Nie wyglądał groźnie. Jak miałby ją zabić?
-Ależ nie ma takiej potrzeby.
Wciągnęła głęboko powietrze do płuc. W tonie jego głosu było coś, co kazało się jej uspokoić, jakby rzeczywiście nie miała się czego obawiać.
-Mam ci się oddać?
Pokiwał głową.
-Jak?
-Nie broń się.
Łup, łup, łup… waliło jej serce.
-Ile razy? Dwa? Trzy?
Uśmiechał się. Milczał.
-Dużo. Jestem bardzo napalony.
-A później? - bała się pomyśleć.
-Wyrzucę cię do kosza.
Panika. Odruch ucieczki był tak silny, że ledwie ustała w miejscu.
-Jednak zabijesz.
-O czym ty mówisz? Nie. To zbyt makabryczne. Później cię skasuję.
Posmutniała zrezygnowana.
-Przecież to to samo.
-Przecież mówiłem. Żadnej krwi. Nie ma takiej potrzeby.
-Więc co? Udusisz mnie. Tak, żeby nie pobudzić sobie rąk?
-Nie.
-A co?
-Nic.
-Jak to nic?!
-Zaznaczę obszar twojego jestestwa i wcisnę przycisk delete.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz