piątek, 25 czerwca 2021

Kopia.

1. Był zbyt spokojny.


Ten facet był zbyt spokojny, zbyt pewny siebie, jakby wszystko przewidział, jakby wszystko, od ogólnego planu, do najdrobniejszego szczegółu miał przećwiczone.  Wstała i z wyciągniętymi rękoma zbliżyła się do niego, gotowa rzucić się do tych jego spokojnych bezpiecznych oczu.


Julia powoli otworzyła oczy. Znajdowała się w ciasnym, pustym pomieszczeniu, jego ściany wyłożone były miękką tapicerką w kolorze przygaszonego beżu. Nie było w nim ani okien, ani drzwi. Nie widziała też źródła światła, ale nie było ciemno. Czuła się tak, jakby była zamknięta w kartonowym pudełku. 

Siedział w drugim końcu pokoju i uważnie się jej przyglądał. Był przeciętnym mężczyzną, średniego wzrostu, ze sporym brzuszkiem i łysinką na środku głowy. Mógł mieć około czterdziestu lat. Na jego twarzy malował się łagodny, ciepły uśmiech. Zupełnie, jakby ktoś mu go przyszył.  

-Gdzie ja jestem? - spytała.

Milczał, więc zadała kolejne pytanie.

-Kim jesteś?

Wykonał, jakiś mało znaczący, gest.

-Nie mów nic, jesteś tylko kopią, - odezwał się cicho.

Bała się, ale inaczej niż zwykle. Pierwszy raz w życiu poczuła ten rodzaj lęku. Próbowała przypomnieć sobie, w jaki sposób się tutaj znalazła, lecz nie mogła.

-Wypuść mnie, proszę. 

Milczał, mierzył ją czujnym, nieruchomym spojrzeniem. Była coraz bardziej wystraszona i zirytowana.

-Ja żądam, abyś mnie natychmiast uwolnił! 

Nie odzywał się. Było bardzo cicho.

Łup, łup, łup… - słyszała bicie własnego serca.

Ostatnia rzecz, jaką sobie przypominała, to zegar wiszący na ścianie w jej sypialni. Była godzina dwudziesta trzecia piętnaście. Wyszła spod prysznica i położyła się do łóżka. Czuła jeszcze zapach świeżej pościeli, słyszała ciche tykanie. Zamknęła oczy, a kiedy je otworzyła, była już w tym miejscu. Musiał przyjść, kiedy spała i podać jej jakiś środek… w jakim celu, co mógł od niej chcieć, pieniędzy? Nie zamierzała się poddawać.

-To jest porwanie, zgłoszę to na policję i do prokuratury! - wyrzuciła z siebie stanowczym głosem. 

Spostrzegła, że była tylko w krótkiej koszuli nocnej. Satynowy materiał delikatnie dotykał jej piersi i brzucha. Mimo to jakimś cudem miała ze sobą torebkę. Sięgnęła do środka, przerzucała drobiazgi, z nadzieją, że w jej dłoni za chwilę znajdzie się znajomy przedmiot. Nigdzie jednak go nie było.

-Wytoczę ci proces, pójdziesz siedzieć, zobaczysz. Zboczeńcu ty!

Szukała dalej, starła się nie okazywać strachu. Zastanawiała się, czy jest sam, czy może ma wspólników. Może ma broń? Może jest niebezpieczny?

-Nigdzie nie pójdziesz, - stwierdził bez unoszenia głosu.

Stres wzmagał się coraz bardziej, coraz trudniej było nad nim panować.

-Myślisz, że jesteś taki mocny?! Gdzie jest mój telefon?! Zgłoszę to! 

Ten facet był zbyt spokojny, zbyt pewny siebie, jakby wszystko przewidział, jakby wszystko, od ogólnego planu, do najdrobniejszego szczegółu miał przećwiczone.  Wstała i z wyciągniętymi rękoma zbliżyła się do niego, gotowa rzucić się do tych jego spokojnych bezpiecznych oczu.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...