poniedziałek, 27 marca 2023

Miasto kobiet.

93. Byliśmy niewolnikami. 


Kiedy oddaliłem się na jakieś pięćdziesiąt metrów, niespodziewanie usłyszałem sygnał radiowozu policyjnego. Po chwili oznakowany wóz wyłonił się zza zakrętu, z piskiem zahamował i skręcił w zaułek, w którym dosłownie przed chwilą się znajdowałem. Następnie wysiadły z niego trzy nagie, ale z pagonami na ramionach, kobiety. Miały ze sobą dużą sieć, taką jak te, którymi łowi się ryby. Bez zastanowienia biegiem ruszyły w uliczkę, w której znajdowali się ci dziwni mężczyźni. 

Przez chwilę zastanawiałem się, po co im u licha ta siatka. Rzadko się widuje funkcjonariuszy policji z siatką na ryby. Naprawdę byłem ciekawy, do czego może im ona posłużyć. Odwróciłem się, stałem i patrzyłem co będzie dalej. Nie podchodziłem Jednak bliżej. Usłyszałem szamotaninę, później krzyki. 

Po chwili wyprowadziły z uliczki jednego z mężczyzn. Tego w długim płaszczu. Był chyba najstarszy i najmniej sprawny. Chyba dlatego nieszczęśnik pozwolił się złapać. Szamotał się opleciony w sznurkach jak ryba w podbieraku. Z jego ust płynęła piana, a w oczach miał strach i gniew. 

Pomyślałem sobie, że to bardzo smutny widok, ale nic nie zrobiłem. Ja także się bałem. Ja także byłem facetem.  Nie miałem pojęcia co może się stać. Po prostu wszedłem do sklepu. Nad moją głową zadzwonił malutki dzwonek oznajmujący, że pojawił się nowy klient. Mając obraz tego co działo się na ulicy, rozejrzałem się zdezorientowany po produktach. Spostrzegłem tylko, że był to mały sklepik, ale dosyć dobrze zaopatrzony. Po chwili zobaczyłem to co mnie interesowało, czyli kawę. 

Z racji tego, że nie wiedziałem, jaką ona pije, wziąłem dwie paczki. Jedną rozpuszczalną a drugą zwykłą, sypaną i ruszyłem do kasy. No i stało się coś, o co jeszcze kilka godzin wcześniej bym się nie podejrzewał. Mianowicie zupełnie zapomniałem o tym, że jestem bez ubrania. Zachowywałem się jak normalny klient w normalnym świecie. 

Nie mogłem w to uwierzyć, a jednak można było się do tego całkowicie przyzwyczaić. Wydawało mi się, że jeszcze mi do tego trochę brakuje. 

Za kasą stała młoda szczupła ciemnowłosa dziewczyna. Uśmiechnęła się serdecznie, wzięła ode mnie produkty i podliczyła. Zapłaciłem i wyszedłem. 

Kiedy byłem na ulicy, zobaczyłem dwie kobiety. Właśnie tędy przechodziły i głośno dyskutowały na temat tego, co się stało. Nie miały więcej niż trzydzieści lat. Rozmawiały ze sobą, żywo gestykulując. Cały wskazywały w kierunku, z którego przed chwilą odjechał policyjny samochód. 

-Widziała pani? Widziała pani?! Pieprzone bezdomne chłopy. 

-Tak widziałam. Co miałam nie widzieć. Widziałam ich. 

-No i co? No i co? Co pani o tym sądzi?

-Da pani spokój. Powybijać ich wszystkich. Co do jednego. Śmierdziuchy pieprzone. Gorsze niż szczury. 

Po moich plecach przebiegł zimny dreszcz. To, co mówiły, było przerażające. Poczułem się dziwnie. Nie zastanawiając się, czym prędzej ruszyłem w kierunku mojej kamienicy.

Chciałem przejść obok nich niezauważony. Nie miałem ochoty rzucać się w oczy. Nie wyglądało na to, aby te panie były przyjaźnie nastawione. Po tym co zobaczyłem, mogłem raczej spodziewać się kłopotów niż jakiejkolwiek przyjemności. Stwierdziłem, że lepszym rozwiązaniem będzie po prostu wtopić się w tłum, o ile w ogóle to w ogóle było możliwe. Byłem przecież mężczyzną, mężczyzną w świecie kobiet. W świecie, w którym mężczyźni sprawowali rolę podrzędną. Co tu dużo ukrywać, one nas wszystkich traktowały podobnie. Byliśmy niewolnikami. 

Kiedy byłem obok, nie odwróciłem głowy. Miałem ochotę, aby przyjrzeć się im dokładniej, ale tego nie zrobiłem. Bardzo mnie korciło, ponieważ wyglądały na bardzo atrakcyjne. Powstrzymałem się jednak z obawy o swoje bezpieczeństwo.  

Miałem pecha. Jak już wielokrotnie tutaj bywało, nie wiedziałem, jak do tego doszło. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...