piątek, 24 marca 2023

Miasto kobiet.

90. Nie uciekniesz.


Poczułem się trochę zawiedziony. Plan, że mógłbym to po prostu zdjąć i spierdolić wziął w łeb. Trzeba było wymyślić coś innego. Tylko, z drugiej strony, gdzie miałbym uciekać? Do tej pory nie zastanawiałem się nawet nad tym, ale i tak chciałem się tego pozbyć. Świadomość, że masz na szyi obrożę jak pies, nie wpływa dobrze na samopoczucie. To w każdym momencie przypominają ci, jakie jest twoje miejsce w tym świecie. Trudno się pogodzić, że nic nie możesz na to poradzić. Pokazują ci, że jesteś sprowadzony do roli reproduktora, a twoją jedyną wartością jest kutas i to, co możesz z nim zrobić. 

-Poczekaj, - odezwała się ciepło, ale stanowczo, -  Chodź tutaj do mnie. No chodź. Nie bój się. Nic ci nie zrobię. Zdejmę ci to. 

Podszedłem. Moje serce zaczęło szybciej bić. 

-Mam nadzieję, że nie uciekniesz. 

Zawiesiła głos. 

-Prawda, że nie uciekniesz? - spytała o chwili. 

Nic nie mówiłem, tylko się uśmiechałem, a ona nie była pewna. 

-Nie, nie uciekniesz, - stwierdziła w końcu, - wiem, że nie uciekniesz. Gdzie byłoby ci lepiej. 

Pomyślałem sobie, że jest bardzo pewna siebie, tak pewna, że musiałoby być coś jeszcze, co miałoby mnie tu zatrzymać. Tylko co? A może była przekonana, że seks, który mi dała, w zupełności wystarczy? Czy to mogło być aż tak proste? Zaczynało do mnie docierać, że mogę tak sobie dać dyla i tyle będzie mnie widziała. Z drugiej strony, czy naprawdę miałem zamiar uciec? 

To wcale nie było takie proste. Czym innym było dać nogę, a czym innym znaleźć sobie zupełnie nowe miejsce w tym dziwnym świecie. I do tego jakie to miało być miejsce? U boku nowej kobiety? Toż to dokładnie to samo. W tym świecie nie było dokąd uciekać. Jeżeli wszędzie było tak samo, to nie miało to najmniejszego sensu. Poza tym biorąc pod uwagę to, co już tutaj zobaczyłem, jak traktują mężczyzn i jakie mają prawa, mogło okazać się to w ogóle niemożliwe. 

Patrzyła na mnie. Jakby wyczuła moje nastawienie i odczytała moje myśli. Co wcale nie wpłynęło na mnie pozytywnie. Wręcz przeciwnie. Znów poczułem ten dreszcz niepewności. Byłem niewolnikiem i to wszystko. 

-Wiesz, że ta obroża jest dla twojego bezpieczeństwa? - powiedziała spokojnie, ale stanowczo.

Uśmiechnąłem się, ale przełknąłem ślinę. 

"Co ona w ogóle pierdoli? Co jej się wydaje, że głupia obroża przed czymkolwiek może mnie uchronić?" - pomyślałem. 

Po chwili wyjaśniła:

-Uwierz mi, na wolności nie dałbyś sobie rady. To świat kobiet. 

Spojrzałem na nią inaczej, inaczej niż do tej pory. Te słowa. Było w nich coś innego niż do tej pory. Uśmiechnęła się i nie spuszczała ze mnie wzroku. Po chwili zaczęła tak, jakby chciała mi wszystko wyjaśnić, a wręcz sprowadzić na ziemię. 

-Jeżeli o tym pomyślałeś, to tak, jest świat wolnych mężczyzn. Jednak to nie jest tak, jak mógłbyś myśleć. To przede wszystkim dzikie i agresywne osobniki. Taki mężczyzna jak ty, delikatny i spokojny zginąłby wśród nich w ciągu kilku dni. Zrozum, nie jesteś taki jak oni. Owszem, ucieczki się zdarzają, ale tacy jak ty na wolności nie przeżywają nawet miesiąca. To przykre, ale prawdziwe. Przerabiałam to już wiele razy. 

Wpatrywałem się w nią. W głowie miałem więcej pytań, niż mi się zdawało. Nagle poczułem, że zrobiło mi się bardzo zimno. Nie potrafiłem tego wyjaśnić. Czułem strach, ale też i coraz bardziej narastające dzikie podniecenie. Dzikie i trudny do opanowania. W tym co mówiła, było dużo prawdy. Trudno było mi się z tym nie zgodzić, ale było coś jeszcze.  

-Jacy wolni mężczyźni? Gdzie oni są? Nie widziałem żadnego, - zacząłem pytać, przełykając ślinę.  Sam nie byłem pewien, czy chcę to wiedzieć.

-Są, zapewniam cię, że są i to bardzo dużo. Staramy się ich eliminować, ale to plaga. 

"Co ona gada?" - pomyślałem. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę.

-Eliminować?! 

Nie Uśmiechała się. Widać było, że i dla niej jest to trudne. 

-Tak. Przynajmniej tych bezdomnych. Tych wałęsających się po mieście. Roznoszą choroby i są sprawcami większości przestępstw. Rozumiesz kradzieże, napady, morderstwa. 

To wszystko było coraz bardziej przerażające. Coś we mnie krzyczało, że muszę stąd uciekać. Gdyby nie seks, wszędobylski i obecny na każdym kroku seks, pewnie już podjąłbym niejedną próbę ucieczki. Niezależnie od okoliczności. Nie rozumiałem tego do końca, ale świetnie wyczuwałem śmiertelne niebezpieczeństwo. Poza tym działo się ze mną coś dziwnego, coś, nad czym nie panowałem. Zdawałem sobie sprawę, że to ciągłe podniecenie trzymało mnie tutaj, przy tych kobietach bardziej niż jakakolwiek obroża. Sprawiało, że traciłem wszelką wolę walki. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...