wtorek, 28 marca 2023

Miasto kobiet

94. Duża maszyna rolnicza.


Jedna z nich, ta, która na początku tak wydarła ryja, stanęła na mojej drodze. Wróć, ona skoczyła mnie. Można powiedzieć, że wyrosła jak spod ziemi. Choć raczej do tej pory kobiet nie dałem się aż tak mocno, wystraszyłem się co niemiara. Nie miałem pojęcia, co może mnie czekać Ze strony tak szalonej baby. To nie żart. Po tym zdarzeniu autentycznie zacząłem bać się kobiet. 

Powoli uniosłem głowę. Myślałem, że jakoś uda mi się z tego wywinąć. Wszystko było zbyt skomplikowane, aby ująć to jednym krótkim opisie. Mieszały się we mnie niepewność, lęk, wstyd, ale też i podniecenie. Miałem jednak nadzieję, że jakoś uda mi się z tego wybrnąć obronną ręką. Niestety stało się to, czego najbardziej się obawiałem. 

Nie powinienem jednak chyba wchodzić do tego sklepu, a już na pewno nie powinienem z niego wychodzić tak szybko. To, co zobaczyłem, o mało nie zwaliło mnie z nóg. Przez chwilę nie byłem w stanie normalnie oddychać. Przede mną stała prawdziwa seksbomba. Kolejna z resztą. Jeszcze lepsza niż poprzednie. Jakby to powiedzieć, tutaj, po drugiej stronie lustra, miałem szczęście do kobiet typu latynoskiego.

No cóż, stała przede mną potężna kobieta. Potężna to uproszczenie. Chodzi o to, że była nie tyle potężna w dosłownym tego słowa znaczeniu. Na pewno była wysoka i obficie zbudowana.to tak. Nie był to jednak, jak to się mówi, zwalisty kloc. No nie. Chodzi o to, że u niej wszystko było duże, ale w granicach przyzwoitości. Nie było w niej nic, czego nie mogłem zaakceptować. 

Była duża, ale piękna. Była jak duża maszyna rolnicza, gdzie każdy element, choć ma swoje gabaryty, jest doskonale spasowany z całą resztą. Miała kasztanowe, chyba trochę rude,  proste włosy. Spadały jej na ramiona. No i wiedziałem, że już się nie wywinę. Patrzyła na mnie Jak drapieżnik na swoją ofiarę z delikatnie przechyloną głową i uśmiechała się pewnie i władczo. 

"No to się wpierdoliłem", - powiedziałem do siebie w duchu. 

-A ty dokąd się wybierasz, kotku? 

-He? - mruknąłem cicho. 

To było chyba do mnie. Myślałem tylko o tym, żeby odejść. Nie byłem nawet normalnie się wysłowić. Jakoś wewnętrznie się zaciąłem. Jak miałem zareagować? 

-Hej, do ciebie mówię! Słyszysz? Gdzie twoja pani? 

Zamierzała przemielić mnie przez maszynkę do mięsa. Przyznam szczerze, że tak się czułem. 

-Yyyy… - jęknąłem tylko.

Dalej patrzyła na mnie.

-No co?! Jesteś sam? Nie widzę na twojej szyi obroży?

Nie wiem co się ze mną działo. Moja psychika odmawiała posłuszeństwa. Co nie zmieniało faktu, że mój kutas reagował zupełnie prawidłowo. On też wyczuł swoją zdobycz i nie zamierzał z niej rezygnować. Sterczał jak głupi. Był żylasty gruby i sękaty. Jego głowica lśniła w słońcu. Bez dwóch zdań miał ochotę na zagoszczenie w tej wilgotnej cipie. 

No cóż, stała przede mną baba o wielkich, naprawdę wielkich cyckach. Były niesamowite i oszałamiające. One także lśniły. Prawdopodobnie wtarła w nie jakieś mazidło od słońca. Wielkie brodawki miały chyba ze dwadzieścia centymetrów średnicy. Podparła je zaplecionymi na brzuchu ramionami, przez co wydawały się jeszcze większe i bardziej atrakcyjnie. 

Z całego tego wrażenia zakręciło mi się w głowie. Moja wyobraźnia już podpowiadała mi różne scenariusze. Chciałem włożyć między nie swojego spragnionego, napęczniałego do granic możliwości fiuta. Dokładnie w sam środek, o tak, w ten przedziałek między tymi nimi. 

Co najdziwniejsze, ona doskonale wiedziała, w czym rzecz. Dawała to do zrozumienia swoim władczym zachowaniem. Jej gesty mówiły: wiem, że jesteś nakręcony na mnie i chcę to wykorzystać maksymalnie jak tylko się da. Nie zamierzała z niczego rezygnować. Chciała mnie tutaj zgwałcić i tyle. Tego byłem świadom. 

-Ja... ja idę do... tutaj mieszkam, pod 43... Moja pani... To znaczy siostra mojej pani – tłumaczyłem się, jak kto przedszkolak i wiedziałem, że kiepsko to wychodzi. 

-Ach, - odezwała się, - jeszcze gorętszym i bardziej namiętnym głosem, - więc mówisz, że tutaj pomieszkujesz. 

-Nie pomieszkuję, ja tutaj mieszkam, - poprawiłem ją.

Jej reakcja była natychmiastowa i stanowcza. 

-Milcz! Nie odzywaj się, jak cię nie pytają. No dobrze, ale zanim pójdziesz, chcemy się z koleżanką z tobą zabawić. 

-Eeee… tutaj? Na ulicy? - jęknąłem, jakby robiły mi krzywdę. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...