czwartek, 18 kwietnia 2024

Ostatnie wakacje.

137. Czy rozbierała się dla mnie?


Wciąż nago, z sinym penisem, tuż na granicy wytrysku poderwałem się z miejsca i podbiegłem do szafki. Opadłem na kolana, otworzyłem ją, wyjąłem stamtąd album geograficzny. Choć mogłem się tego spodziewać, nie mogłem uwierzyć. W środku czekała na mnie niespodzianka. Album był pusty, ale pod nim znajdowało się aż trzy opasłe koperty.

Nie musiałem nawet zaglądać do środka, aby wiedzieć, co się tam znajduje. Nie musiałem zastanawiać się, skąd się tutaj wzięły, bo dokładnie wiedziałem. Scenariusz był prosty. I znów po moich plecach przebiegł silny, gorący dreszcz. Jasne było, że znajdowałem się w pułapce własnego pożądania i misternie zastawionej intrygi.

Nawet nie wiedziałem, jak to określić, jak to nazwać, ale byłem przekonany, że wszystko było celowe, przygotowane specjalnie dla mnie. Pierwsze zdjęcie, jakie wysunęło się z koperty, mówiło wszystko. To było zdjęcie cioci, siedzącej półnago w bordowym gorsecie, z kręconymi włosami. Siedziała i patrzyła wprost w obiektyw, patrzyła wprost na mnie. Ze zmrużonymi, w słodkim, gorącym uśmiechu oczami posyłała mi soczystego buziaczka. Tak, to był ten gest, którego nie dało się pomylić z żadnym innym. 

Jeszcze przez długą chwilę przyglądałem się jej ciemnym, zmrużonym oczom, kasztanowym włosom, falami opadającym na odkryte ramiona i obfitym piersiom, między którymi znikał srebrny naszyjnik. Znów zadrżałem, nie do końca wiedząc, co się ze mną dzieje.

Drugie zdjęcie przełożyłem drżącymi dłońmi, bo nie mogłem się doczekać tego, co na nim zobaczę. W głowie mi szumiało, a przed oczami wirowały już kolorowe kółeczka i gwiazdki. I nie chodziło tylko o podniecenie, choć było gigantyczne, w tej chwili było to coś więcej. To było głębokie poruszenie całej mojej istoty, tego wszystkiego, kim byłem. 

Na drugim zdjęciu ciocia stała z delikatnie uchylnymi ustami, w tym samym bordowym, wyszywanym gorsecie ciasno opinającym jej wąską talię, ledwie mieszczącym olbrzymie, pełne piersi, w czarnych, koronkowych, prześwitujących majteczkach i trzymała w dłoniach duże, czerwone, lśniące pudełeczko. Pudełeczko było w serduszka, przepasane wstążeczką i widać było, że to jest prezent. Czyżby to był prezent dla mnie od niej? 

Jeszcze raz zmierzyłem jej zgrabne ciało, odkryte, gładkie ramiona, ciemne loki włosów opadające na piersi. 

“Och, ciociu, ciociu”, - pomyślałem, patrząc na koronkę czarnych majtek i próbując się domyśleć, co jest pod spodem. 

“Och, ciociu, ty moja ciociu”, - powtarzałem w myślach, nie mogąc się uspokoić.

Na trzecim zdjęciu prezent stał już na szklanej ławie. Nie widziałem jej u niej w domu, więc zdjęcie musiało być zrobione w innym miejscu. Na ławie stał też szklany wazon z czerwonymi różami. Ciocia stała za ławą, tuż przed czerwoną, bardzo miękką kanapą. Oparła dłonie na szerokich biodrach i dumnie wypięła piersi do przodu, pewna swojego seksapilu. Czyżby wiedziała, że będę na nią patrzył?

Nietrudno było się domyśleć co będzie dalej. Drżałem, w coraz większym podnieceniu, zatracając się w tym wszystkim, ponieważ ciocia weszła na tę miękką, uginającą się pod jej ciężarem sofę. Następnie delikatnie odwróciła się tyłem, ukazując mi swoje jędrne, pełne, kształtne pośladki. Koronkowe majtki zakrywały akurat tyle, ile powinny, i ani milimetra więcej. 

Na tym zdjęciu jej gorset, tak ciasno opinający piersi, był już delikatnie rozsunięty, a jej obfite, cudowne słodkości zdawały się wydostawać spod niego. No cóż, nie mogłem się oszukiwać — ciocia się rozbierała. Czy rozbierała się dla mnie? Trudno było to określić, ale ja tak to odbierałem. Te obrazy przemawiały do mnie w ten sposób. 



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

150. Widzę, że ci stoi jak rakieta. Upłynęła może minuta i jakby od niechcenia spojrzała nieco niżej. Bez skrępowania, wstydu czy zażenowani...