niedziela, 7 kwietnia 2024

Ostatnie wakacje.

126. Czułem się odpowiedzialny za to miejsce. 


Po powrocie do domu cioci po porannej eskapadzie od razu zdałem sobie sprawę, że nic złego się nie stało. Chociaż drzwi na taras pozostawały otwarte, tak jak je zostawiłem, w środku nie było nikogo. Tylko cichy szum wentylatora przerywał ciszę, sprawiając wrażenie, jakby nikt tu nie mieszkał.

Głęboko wdychając powietrze, poczułem ulgę i jednocześnie zdarłem sobie sprawę, że znowu jestem u siebie. Czułem się tu jak w swoim własnym domu. Rozejrzałem się jeszcze raz dookoła, podziwiając styl i atmosferę, jaką moja ciocia stworzyła w tym niezwykłym miejscu. Kwiatowy zapach lawendy i jaśminu unosił się w powietrzu, przypominając o romantycznych chwilach, jednocześnie uspokajając i rozluźniając.

Mimo otwartych drzwi na taras, gdzie powiewał lekki wietrzyk, wciąż czułem subtelny aromat naszej miłości. Był słabo wyczuwalny, ale jednocześnie nie do pomylenia z niczym innym. To było jak delikatne wspomnienie, które unosiło się w powietrzu, przypominając mi o cudownych chwilach spędzonych tutaj, na mazurskich wakacjach. 

Sypialnia cioci była niezwykle wyjątkowa, a ogromne okna, sięgające sufitu i przypominające bardziej witryny sklepowe, wpuszczały do wnętrza mnóstwo światła. Słońce stało już wysoko nad drzewami, zalewając salon swoimi ciepłymi promieniami i sprawiając, że atmosfera w pomieszczeniu była niezwykle przyjemna i przytulna.

"Och, ciociu, ciociu, co ty ze mną zrobiłaś?" - pomyślałem z rozmarzeniem, wspominając gorące przygody z ostatniej nocy. A kiedy ta myśl przebiegła przez moją głowę, mój penis szarpnął się w nagłym skurczu i powoli zaczął wyprężać się na całej długości, sprawiając, że poczułem się bardzo poruszony. Podniecenie towarzyszyło mi w każdej chwili, nawet wtedy kiedy o nim nie myślałem. 

Przez chwilę zastanawiałem się, czy nie powinienem zjeść śniadania, ale szybko zdałem sobie sprawę, że już jadłem u Natalii i tak naprawdę nie czułem głodu. To był raczej odruch świadczący o tym, że już przyzwyczaiłem się do obecności cioci. "W takim razie," - pomyślałem, - "zrobię sobie małą rundę po domu i sprawdzę, czy faktycznie nie było tu nikogo podczas mojej nieobecności." Czułem się odpowiedzialny za to miejsce. 

Najpierw zerknąłem na drzwi frontowe. Oczywiście wszystko było w porządku, były zamknięte od wewnątrz. W drodze powrotnej zajrzałem do łazienki, ale tam również nic się nie zmieniło. Pomyślałem, że po porannym seksie z Natalią byłoby wspaniale zrelaksować się w ciepłej kąpieli.

Przez chwilę miałem dylemat, czy skorzystać z łazienki na górze, czy też urządzić sobie małe święto i zanurzyć się w wielkiej wannie mojej cioci na dole. Wbrew pozorom to był dość duży problem, ponieważ moje przybory toaletowe były na piętrze i musiałbym wszystko zabrać ze sobą na dół. Jednak tamta łazienka była znacznie większa, a do tego wyposażona w wannę z biczami wodnymi. No cóż, pokusa była nie do odrzucenia. Ostatecznie postanowiłem jednak wziąć kąpiel u cioci.

Zajrzałem jeszcze do mojego pokoju na piętrze. Nic się tu nie zmieniło. Okno było otwarte od czasu, kiedy wyszedłem przez nie podczas burzy tej nocy. Wyjrzałem przez nie i spojrzałem na to potężne drzewo, którego gałęzie sięgały aż pod sam parapet. Jego imponujące konary wzbudzały zachwyt, ale jednocześnie przyprawiały o dreszcz emocji, bo wydawały się jakby ramionami jakiegoś potężnego, strasznego stwora, który mógł się skrywać w ciemnościach i czaić na mnie. Wtedy uświadomiłem sobie, że ciocia nie zajrzała tutaj przed wyjazdem. Mimo otwartego okna podczas burzy żadna szyba się nie stłukła. To musiał być dobry znak.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...