poniedziałek, 24 grudnia 2018

Syrena.

36. Ciemna, ale nie oliwkowa.

Wszyscy bawili się jak umieli. Ci co nie zmieścili się na parkiecie, szaleli w rynku i pobliskich uliczkach. Najbliższe sąsiedztwo o spaniu mogło zapomnieć. Zwróciłem na to uwagę, bo spostrzegłem, że dość duża część dorosłych, po zakończeniu części oficjalnej, rozeszła się do domów. Jednak, my młodzi, daliśmy radę i bawiliśmy się, jak to się mówi, do upadłego. Nie szczędząc sił i energii na, czasami ekstremalne, popisy umiejętności tanecznych, chcieliśmy pokazać miejscowym jak Polacy się bawią. Chłopcy oczywiście podrywali dziewczyny. Dziewczyny flirtowały i zaczepiały chłopców, czyli melanż pełną parą.
Opowiadając to, raczej, nie piszę o sobie. Powiem szczerze, nie byłem orłem w tej dziedzinie życia. Ci co mnie znali, wiedzieli, że trudno było mnie wyciągnąć na parkiet. Co prawda, było ciemno, wokół panował totalny tłok, a atmosfera bardzo sprzyjała swobodnemu zachowaniu, ja jednak, wolałem, stać z boku i przyglądać się, jak to inni robią z siebie idiotów. To również było bardzo ciekawe.
Było na co popatrzeć. Wokół kręciło się mnóstwo ładnych dziewczyn, nie tylko naszych. Niemki, na przykład, zachowywały się nadzwyczaj wyzywająco i prowokacyjnie. Czeszki, natomiast były młode i piękne. Wszystkie laski, niezależnie od narodowości, były lekko i luźno ubrane.
Miło było śledzić wzrokiem powiewające, cienkie sukienki i krótkie spódniczki, zakrywające ledwie pośladki. Oszałamiające były te ich bluzeczki, takie półprzezroczyste i prześwitujące, z dużymi dekoltami, pod którymi, najczęściej, nie było żadnych staników. Dlatego też młode cycki falowały w rytm głośnych dźwięków Modern Talking i Sandry, niczym wachlarze.
W pewnym momencie, kiedy przeciskałem się przez tłum, stanąłem jak wryty. Po prostu oniemiałem z wrażenia. To była ona, moja dziewczyna z plaży, a raczej dziewczyna z mojego snu. Jeszcze tak doskonale pamiętałem wypad w to dzikie, niedostępne miejsce i kąpiel nago w blasku księżyca.
Stała przede mną i patrzyła. Patrzyła na mnie tak prosto, niewinnie, a jednocześnie tak bardzo zachłannie i pożądliwie. Zresztą, po tak długim okresie czasu, trudno jest mi to wszystko dokładnie sobie przypomnieć i opisać. Być może były to tylko moje własne odczucia. Chyba gdzieś w podświadomości cały czas jej szukałem i czekałem na nią. Może właśnie dlatego teraz, w tej chwili wywarła na mnie tak duże wrażenie.
Oczywiście, zgadzam się z tym, że na tak dużej imprezie istniało ogromne prawdopodobieństwo, że mogę ją spotkać. Oczywiście, jeśli nie była duchem, jeśli istniała naprawdę i mieszkała gdzieś w pobliżu. Niemniej, nie zmieniało to faktu, że oniemiałem zarażenia.
Była jeszcze piękniejsza niż wtedy na tej plaży. Fakt, wydawała mi się wtedy dużo młodsza. Teraz, patrząc na nią od razu mogłem stwierdzić, że ma przynajmniej tyle samo lat co ja. Nie miało to jednak żadnego wpływu na to, że w tej chwili mnie po prostu zamurowało.
Była śliczna. Te oczy: czarne i duże jak bryły węgla. Piękne. Ciemne włosy, ciemne jak smoła, jak głębia kosmosu, były spięte w kucyk jakąś szeroką, fioletową wstążką jak u małej dziewczynki. No i te usta: wąskie a jednak bardzo pełne i zmysłowe.
Wtedy w nocy dobrze widziałem. Karnacja jej skóry była ciemna ale nie oliwkowa, jak u typowej rodowitej i Azjatki. Jednak oczy, włosy i wszystko pozostałe wskazywało na to, że musi mieć swoje korzenie gdzieś na wschodzie. Kto wie, może jedno z rodziców stamtąd pochodziło.

Oiled Japanese Maid

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...