czwartek, 27 grudnia 2018

Syrena.

39. Wyszła ze mnie bestia.

Włożyła kciuk za górną krawędź tych elastycznych majteczek. Delikatnie, powoli, krok po kroku, opuszczała je coraz niżej. Nie mogłem się doczekać, zmieniłem pozycję, przesuwając się nieco na prawą stronę. Zrobiłem też jeden krok do przodu. Czułem jej zapach: słodkie owoce wymieszane z potem. Zobaczyłem gęsty, kędzierzawy zarost jej cipeczki.
To było istne szaleństwo. Nawet teraz, po latach, trudno jest mi sobie wyobrazić, że mogło tak się dziać. To była cukierkowa wakacyjna miłość, seks słodki jak miód, słodki i jednocześnie gorący jak kakao w chłodne dni.
Większej zachęty już nie potrzebowałem. Resztki oporu, jakie jeszcze w sobie miałem puściły jak zwolniona gumka. Ta dziewczyna była taka bliska, taka drobna, taka mała. Zdawało się, że już całkowicie należy do mnie, że mam ją w swoim posiadaniu, jak laleczkę Barbie.
Podszedłem. Właściwie to i tak już byłem prawie przy niej. Wyciągnąłem obydwie dłonie i, chwytając za brzegi jej sukienki, powoli uniosłem materiał do góry. Przełożyłem przez ramiona i głowę. Cisnąłem tą, zdawałoby się już niepotrzebną, część garderoby na mokry piasek. Zupełnie nie dbałem, że może zabrać go woda.
Stała przede mną cała tylko do mojej dyspozycji, słodka jak amorek, niewinna jak aniołek, taka gorąca i moja. Drżałem, całkowicie pochłonięty tym, co się działo.
Przymknąłem powieki, schyliłem głowę objąłem jej ciało dłońmi w połowie. Wysunąłem język i zacząłem lizać sutki. Były twarde, sterczące i chropowate. Lizałem z zapamiętaniem najpierw jeden, później drugi, później znów ten sam.
Odchyliła ramiona do tyłu, jeszcze bardziej wystawiając swoje cycuszki w moją stronę. Zachęcała mnie tym samym do dalszej, gorącej zabawy.
Pieściłem. Tak bardzo pachniała. Była tak bardzo miękka, drżąca jak osikowy listek i tak bardzo moja.
Później, nawet nie wiem jak dokładnie to się stało, pozbawiłem ją tych majteczek w różowe kropeczki. Chwyciłem je w garści i mocno pociągnąłem do dołu. Zrzuciła je z nóg jakby były całkowicie zbędne. Chwyciłem ją w pół i przytrzymałem mniej więcej tam, gdzie kończą się pośladki.
Prawie położyła się na moim przedramieniu. To było tak nagłe i niespodziewane, że ze zdziwienia spojrzałem na nią bardziej trzeźwymi oczami. Była jak dziecko. Z całkowitym zaufaniem oddawała się w moje posiadanie. Powierzała mi się z własnej, nieprzymuszonej woli. Chciała tego.
Wciąż ją całując i trzymając jej ciężar na swojej ręce powoli położyłem na wilgotnym kamieniu. Właściwie to był taki głaz: duży i płaski. Co chwilę spłukiwany był wodą morską. Położyła się na nim jak na łóżku, mimo że był twardy i chłodny.
Wciąż ją całowałem. Moje usta zawzięcie wędrowały po jej piersiach. Ssałem jej sutki.
Tymczasem drugą dłonią,  jak głodny pies odnalazłem jej wilgotne, intymne miejsce. Mój Mój największy palec zachłannie wjechał do środka i zaczął penetrować wszystkie zakamarki. W głównej mierze skupił się na napęczniałej już bardzo wisience.
Teraz wyraźnie słyszałem jej ciężki głęboki oddech, jej pełen podniecenie oddech.
Cóż to było za zbliżenie! To było istne szaleństwo. Nie wytrzymałem. Wyszła ze mnie istna bestia, potwór jakiś, którego nie umiałem już okiełznać. Zresztą wcale tego nie chciałem. Nie wyobrażałem sobie, że mogło być inaczej niż tak, jak się właśnie stało.
Po prostu, podniosłem ją jak lalkę z tego kamienia. Chwyciłem w pół i uniosłem do góry. Nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Po prostu uniosłem ją. Uniosłem i postawiłem na wilgotnym piasku tuż obok siebie, a później gwałtownie odwróciłem. Zmusiłem do tego, by się pochyliła. Nacisnąłem jej plecy, nie dając innego wyboru. Opadła do przodu.

Swimming boobs

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...