wtorek, 17 września 2019

Niewidzialny kochanek.


67. Jej szparka była naprawdę ciasna.

Przez jakiś czas jej nie było. Nie potrafiła powiedzieć, jak długo to trwało. Nie potrafiła określić, czy była nieprzytomna, czy też może spała po tym słodkim, gorącym maratonie organizmów. Zresztą, było jej wszystko jedno. Po prostu potrzebowała powoli wrócić do tego świata, może jeszcze raz prześledzić w pamięci to wszystko, co się działo, bo teraz, w tej chwili w głowie miała jeden, wielki mętlik. Pojedyncze, postrzępione obrazy, odgłosy rozkoszy i pożądania, zapachy spoconych ciał, spoconych, mokrych, oblepionych wydzielinami. Dźwięki i obrazy jak papka przelewały się przez jej mózg, nie tworząc wspólnej całości. Chociaż nie siliła się na to, by cokolwiek w tej mierze ustalić. 
Budziła się jak z długiego snu, odlotowo rozluźniona, jednocześnie tak bardzo jeszcze podniecona. Słodka burza hormonów w jej ciele eksplodowała potężną bombą, pobudzając każdy nerw i zmysł. Pragnęła, by trwało to jak najdłużej. Chociaż i tak wiedziała, że kiedyś się skończy, ale pragnęła,j by trwało jak najdłużej. Chciała być w tym stanie, ale też chciała się już obudzić. Najwidoczniej coś nie dawało jej spokoju. 
Leżała na miękkim posłaniu zawinięta w kołdrę jak naleśnik, nie wiedząc, czemu. Półprzytomnie uniosła głowę, spojrzała w drugą stronę i to, co zobaczyła, to co dostrzegła, wprawiło ją w osłupienie. Mimo, że dziś już tyle rzeczy się wydarzyło, tyle faktów trudnych do zaakceptowania, zdarzeń, to jednak w tej chwili wpadła w głębokie osłupienie. Nie przerażenie, nie obrzydzenie, a jedynie osłupienie. 
W kuchni w drugim końcu mieszkania, w drugim rogu tego malutkiego lokum, tuż przy blacie kuchennym, na niewielkim stoliku leżał karton, pudło tekturowe, które trzymała zawsze w pobliżu szafy na brudne ciuchy. Pudło, jak pudło, nic nadzwyczajnego. Jednak, co najbardziej trudno było jej zaakceptować, w tym pudle, jak plastikowy manekin, jak lalka leżała jej koleżanka, Eliza. 
Pudło było na tyle małe, że jej przyjaciółka nie mieściła się cała, ale jej partner postarał się już po to, by jednak tam ją wepchnąć. Po co to zrobił? Nie miała pojęcia. Z jednej strony było to nawet zabawne, bo Eliza, by móc tam się zmieścić, miała mocno przechyloną głowę i nogi zadarte aż za piersi. Utrzymywała je w tej pozycji własnymi dłońmi. Aktywnie pomagał jej w tym kochanek. 
Oczy Elizy były półprzymknięte. Nieprzytomne usta złożone w trąbkę, wyrzucały powietrze niczym parowóz. Piersi były napęczniałe i sztywne. No i te pośladki: mocno wypięte do góry. Tuż za nią stał troglodyta, ten idealny samiec o boskich proporcjach. Trzymał swojego fiuta wpakowanego po same jaja w jej ciasną pizdeczkę. 
Alicja miała ciasną cipkę. Tak jej się przynajmniej do tej pory zdawało, ale przy rozmiarach tego chuja, wydawała się jeszcze ciaśniejsza, jeszcze bardziej niedostępna. Tymczasem Eliza… och jej szparka była naprawdę ciasna, jakby jeszcze mało przeruchana. Tam wszystkie mięśnie pracowały jeszcze z podwójną siłą. W tej chwili trudno było jej sobie wyobrazić, jak ten wielki kutas mógł wejść aż tak głęboko w jej ciasne wnętrze, wnętrze, które już trochę miała okazję poznać. 
Eliza leżała cicho biernie poddając się gwałtownym krótkim ruchom swojego samca, który stał za nią, opierając się o jej uda i gwałtownymi, szarpanymi uderzeniami, posuwał jej pizdeczkę. Stół skrzypiał i przesuwał się na gładkiej podłodze. Alicja nie mogła zrozumieć, dlaczego i po co to robią. Dlaczego w ten sposób? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...