środa, 25 września 2019

Niewidzialny kochanek.


75. Wniknął w jej wilgotną cipeczkę.

Opierając się o krzesło, wypięła swój zgrabny kuperek do tyłu i, dopiero teraz poczuła… (nie widziała jeszcze nic) poczuła jego wielką, ciepłą fujarę na swoich pośladkach.


Zapadła dłuższa chwila milczenia. Siedziały naprzeciw siebie, nie wypowiadając ani jednego słowa. Patrzyły sobie w oczy, starając się poukładać myśli w najbardziej prosty i logiczny sposób. Chciały przyswoić sobie tą nową wiedzę, aby stanąć twarzą w twarz przed nieznanym doświadczeniem. Obydwie, jak nigdy wcześniej, czuły, że świat, który się przed nimi otwiera będzie, jak głęboki las, jak dżungla, której nie sposób poznać, której nie sposób doświadczyć do końca. Czuły, że świat, który się przed nimi właśnie roztacza, będzie rósł wraz z tym, jak będą go poznawać. 
Eliza przez chwilę zastanawiała się, na jak długo starczy jej sił, jak długo będzie mogła wytrzymać tak duże i ciągłe podniecenie. Co stanie się, kiedy będzie miała już dość? Czy w ogóle do tego dojdzie? Obawiała się jednak, że taki moment już nigdy nie nastąpi, że będzie coraz bardziej pogrążać się w swoim pożądaniu, które będzie rosło w niej i odnawiało się każdego poranka w coraz to bardziej nowej, wyuzdanej postaci. 
Trudno określić, ile to wszystko mogło trwać, to całe ich rozmyślanie i zastanawianie się nad tymi szczegółami. W pewnym momencie Alicja westchnęła cicho: 
-No cóż, to może ja pójdę i zrobię herbaty… napijesz się czegoś kochanie? 
Eliza skinęła głową. 
-Jeśli masz cappuccino, to bardzo proszę. 
Alicja uśmiechnęła się. 
-Dobrze, serduszko, - odpowiedziała ciepło. 
Później wstała. Była naga. Nie zamierzała na siebie nic zakładać, no bo i po co. Nie odczuwała potrzeby noszenia ubrań. Nie odczuwała z tego powodu żadnego skrępowania i wstydu. Czuła się taka piękna, powabna i podniecająca, nawet sama dla siebie. Powietrze było ciężkie od oczekiwania. Chciała mieć nadzieję, że będzie w stanie chociaż dojść do kuchni, ale chyba, tak naprawdę, sama już w to nie wierzyła. 
Kiedy była mniej więcej w połowie drogi, a koleżanka odwróciła na chwilę swój wzrok, poczuła, jak coś… ktoś chwyta ją za brodę, jakaś dłoń wykręca jej głowę w lewą stronę. To nie było bolesne. Było raczej miłe i podniecające. Ona wiedziała, że to jest on. Delikatnie poddała się temu ruchowi. Zatrzymując się w pół kroku, oparła się krzesło. 
Dlaczego to zrobiła? Dobre pytanie. Dlaczego nie próbowała się wyrwać i uciec? 
Odpowiedź była prosta. Nie chciała. Nowe doświadczenie musiało się odbyć, a jej cipka już potrzebowała świeżej porcji rozkoszy. Cipka i dupka. Cipka, dupka i usta. Wszystkie otworki. Piersi spęczniały w jednej chwili, sutki bolały od dotyku. 
Opierając się o krzesło, wypięła swój zgrabny kuperek do tyłu i, dopiero teraz poczuła… (nie widziała jeszcze nic) poczuła jego wielką, ciepłą fujarę na swoich pośladkach. Twardy, sękaty, żylasty kutas leżał na jej pupci. Ona wierciła swoim zadatkiem, zapraszając, aby wniknął w jej wilgotną cipeczkę mocno i gwałtownie, aby wszedł w nią do samego końca, nie zważając na nic. Westchnęła tylko. Czuła, jak się do niej zbliża, jak obejmuje jej plecy, ogarnia, przyciąga do siebie. Czuła, że za chwilę się to stanie. 
-Ooooooooooohhhhhh!!! -  westchnęła głęboko 
Kiedy w nią wchodził, poczuła prawdziwą wszechogarniającą, trudną do opisania, rozkosz. Jej własna cipka, jakby w tym momencie, się wystraszyła. Skurczyła się jak ślimak i nie chciała go wpuścić. Pulsowała, zaciśnięta do bólu. Szarpała się w konwulsjach, zamykając swoje podwoje, a wielki w łeb, kawał tego grubego kloca, pchał się, pukał do drzwi, napierał coraz bardziej, prosił o otwarcie wnętrza, by mógł się tam wcisnąć. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...