piątek, 27 grudnia 2019

Wujek.

8. Szukaj starego molo.

Dotarłem nad wodę, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Terem był ogromny, a ona jedna. Teraz dostałem kolejną wiadomość: “Szukaj starego molo.”


Jakiś czas później zadzwoniła do mnie. 
-Wujku, możesz przyjechać? 
-No, mogę… a o co chodzi.
-No przyjedź, mam coś dla ciebie.
Dla niej byłbym w stanie pojechać zawsze i wszędzie. Na dodatek i tak nie miałem nic specjalnego do roboty. Wsiadłem w samochód i ruszyłem. Wiedziałem, że znów będzie mnie prowokowała, ale miałem wytłumaczenie swojej obecności u niej. 
Drzwi były otwarte. Jak gdyby nigdy nic, siedziała w kuchni. Na stole stał półmisek dorodnych truskawek. Cała jej buzia umazana była w słodkim, różowym soku. Zdawałem sobie sprawę, że wszystko ukartowała, ale postanowiłem zaczekać na to, aż jej intryga zacznie się rozwijać. 
Nie powiem, miałem ochotę na te truskawki. W tym roku jeszcze ich nie jadłem, a te wyglądały, naprawdę, apetycznie. No cóż, co ja będę owijał w bawełnę, jeszcze większą ochotę miałem na moją kuzyneczkę. Moje myśli stawały się coraz bardziej lubieżne. Chciałem zlizać z niej ten sok osobiście i bardzo skrupulatnie. Robiłbym to delikatnie, czule, ledwie muskając jej twarz. Jednak, były to tylko moje marzenia, które i tak nie trwały zbyt długo. 
W tej samej chwili, jak huragan, wpadła jej matka. Ledwie spojrzała na nią i wypaliła ze złością:
-Zjadłaś truskawki, które miały być na deser imieninowy?!
-Tak? Jaki deser?! O niczym nie wiedziałam. 
-Nie denerwuj mnie, córcia! Dobrze wiesz, o czym mówię. Co ja teraz zaniosę Irence?!
Iwona wzruszyła tylko ramionami.
-Miałam ochotę na coś słodkiego, to zjadłam.
Na twarzy Agaty pojawiły się ciemne chmury, które nie zapowiadały niczego dobrego. 
-Jak miałaś ochotę, to trzeba było powiedzieć! Kupiłabym więcej. 
-Och mamo, stały w lodówce. Nie było na nich napisane, że nie można jeść.
-I co z tego! Przecież przy tobie nic nie można zostawić.
Iwona obraziła się.
-Jak dla swojej koleżanki, to masz, a jak dla mnie, to nie! - wyrzuciła z krzykiem. 
Jej kochana córeczka rozpłakała się w głos jak małe dziecko. Agata bezradnie opuściła ręce.
-No dobra, dobra, masz tu kasę i idź, kup sobie, co chcesz, - powiedziała próbując załagodzić sytuację.
-Tak?! Taka matka z ciebie?! Wiesz co, teraz to ja już nic nie chcę od ciebie! 
-Córko… 
-Spadaj!
Trzasnęła drzwiami i zamknęła się w swoim pokoju.
Około południa, nikomu nic nie mówiąc, wyszła z domu. Całą rodzinę postawiła na nogi. Wszyscy jej szukali, łącznie ze mną. Już chcieliśmy składać zawiadomienie o zaginięciu, kiedy po dwóch godzinach, przysłała mi sms-a: 
“Przyjedź po mnie na stawy”. 
Bałem się o nią. Byłem przekonany, że coś się jej stało. Nie czekając wsiadłem w samochód i ruszyłem. Dopiero w połowie drogi zadzwoniłem do Agaty. 
Stawy, tak naprawdę, były dużymi rozlewiskami powstałymi po starym korycie rzeki. Wiele razy jeździłem tam popływać. Fajne miejsce na wypoczynek, chociaż trochę dzikie. 
Dotarłem nad wodę, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Terem był ogromny, a ona jedna. Teraz dostałem kolejną wiadomość: 
“Szukaj starego molo.”
Ta podpowiedź mi wystarczyła. Wiedziałem, gdzie to jest. Szybko dotarłem na miejsce. 
To, co ona nazywała molem, było tylko wąską, rozpadającą się ze starości, kładką, całkowicie skrytą w trzcinie. Szedłem bardzo ostrożnie, by nie połamać nóg. Słyszałem stukanie własnych butów.  
Oczywiście, była tam. Stała na samym końcu szarego, wyczyszczonego przez deszcz i wiatr podestu. Wokół ścieliły się wysokie nad głowę szuwary. Już z daleka widziałem, że coś jest nie tak. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ostatnie wakacje.

165. W restauracji "Pod Słomianą Strzechą".    Kiedy tylko przekroczyłem próg tego swoistego przybytku, zorientowałem się, że zaba...